Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/518

Ta strona została skorygowana.

Nie wyjeżdżając tak latami dalej niż do Kosowa, pan Stanisław żartował nieraz, że jedzie „do Paryża po zakupy“. Chodził po Kosowie i kupował w sklepach i kramach różne drobiazgi — pamiętał o każdym domowniku. Po przyjeździe rozdzielał „paryskie prezenty“.
Marszałek nie lubił wyjeżdżać poza granice powiatu i tym bardziej nie myślał o tym, by swą działalność rozszerzyć. Toteż mimo pewne pokusy i namowy nie wyszła ona nigdy poza powiat. Potrzeba przebywania zawsze w atmosferze ufności, wzmagającej odpowiedzialność, niechęć do targów, wstręt choćby do cienia intryg i zawikłań, sprawiała, że odrzucał te pokusy. O kandydaturze do sejmu powiadał: — Tam, gdzie nie można być uczniem albo gospodarzem, nie ma po co chodzić. Chyba, by być figurantem. Zapewne, są ludzie powołani do gazdowania całym krajem. Iluż takich? Inni to figuranci, udawacze, fanfarony i jakieś tam niedowarzone, a może i podejrzane kłopotniki. —
Marzycielsko-aktywną polskość stannicy pobudzał i utrzymywał pobyt dziwnego człowieka, emigranta z Litwy, pana Władysława, którego najbliższych krewnych dosięgły okrutne wyroki Murawiewa-Wieszatiela, a który sam uciekłszy z katorgi, naprzód ukrywał się na Bukowinie u krewnych pani domu, a potem przyjechał w góry wraz z panem Stanisławem. Pracując jako leśnik w czasach, kiedy Austria jeszcze wydawała zbiegów, ukrywał się pod nazwiskiem przybranym, które potem — nie wiadomo — ulegalizował, czy po prostu zasiedział. Jeden tylko dziedzic znał prawdziwe nazwisko pana Władysława. Koperty jego pieczętowane były herbem jednej z najznaczniejszych rodzin magnackich na Litwie. Wiedziano o nim tyle, że miał na Litwie, gdzie zostawił żonę i dzieci, wielkie majątki. Z powodu obawy konfiskaty kontakt z rodziną utrzymywał w sposób niezmiernie ostrożny. Jak długo trzeba było się ukrywać, pan Władysław pracował jako gajowy. Z biegiem lat został zarządcą dóbr w pobliskiej fundacji.
Pan Władysław był poetą, poetą, co nieraz w wierszach i zarysach dawał wyraz swym marzeniom pełnym rezygnacji, a równocześnie delikatnym, zwiewnym, nieziemskim jak roztapiające się w głębinach nieba wiosenne obłoki. Był także poetą w życiu, poetą na codzień i w każdym calu, w stosunku do każdego niemal człowieka. Rozbitek wielkiej sprawy był pełen cichej rezygnacji co do osobistego losu. Lecz żywość i inicjatywa serca sprawiała, że darzył każdego człowieka życz-