Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/521

Ta strona została skorygowana.

cze w czasie ich młodości — jakby podziwiała w młodych konikach szumne humory i fochy — że nie uważała nawet, by nadawali się, choćby w drobniutkiej cząsteczce do naśladowania ojca. Byli tacy, co usprawiedliwiali młodych panów, że to przecież sama przyroda górska, co od dawna wyhodowywała górskich junaków i opryszków, wabi i wzywa do tak szumnego życia. Inni mniej pobłażliwi, czy też mniej życzliwi, przeciwstawiali temu, że przyroda twarda, naprawdę wychowywała górskich wojowników i rozbijaków, a więc szlifowała ich także, jak woda burzliwa szlifuje kamienie, które niesie ze szczytów. Dawała im styl swoisty. A tu tymczasem odskocznia pańskiego uprzywilejowanego dworu uprzywilejowała paniczów także — moralnie. Sposób życia, za który każdy junak górski musiałby być odpowiedzialny bardzo a bardzo nieubłaganie, im uchodził bezkarnie, przez jakiś czas, pod nietykalną ochroną dworu i autorytetu ojca — na „pańskim“. Tak powiadali nieżyczliwcy. Nie do nas należy ocena. Musimy tylko przyznać, że jeśli chodzi o niesamowitą „malowniczość“, pokolenie młodych panów wykazało ją w takiej intensywności, jaką trudno znaleźć w dziejach ziemiańskich dziwaków, a nawet w dziejach zawadiaków huculskich.
Coraz groźniejsza chmura ich stepowych temperamentów zbliżała się ku stannicy: Tak, jak w upalne lato, od pól stepowych ze wschodu ołowiane chmury płyną ku Czarnohorze i nad szczytami obrywają się nagle gradem i ulewą, niosąc powódź i zniszczenie.