wszystkiego można było skosztować w kredensie, no i w końcu przy stole. Ale chodziło przecież o harmonię ideałów. A ta byłaby naruszona, gdyby pan kucharz zaczął się marszczyć albo nawet mruczeć na wałęsanie się dzieci po kuchni, na gapienie się, przesiadywanie i słuchanie bajek.
Stopniowo do tych doświadczeń, do różnych nauk lasu i ogrodu, domu i kuchni, dołączały się i inne zamiłowania i wiadomości. Siuna postanowił zrobić prawdziwą mapę gór, zaczynając oczywiście od Krzyworówni. Mapę nie taką ogólną, suchą, gdzie nic nie można poznać, ale soczystą, pełną, taką, po której można by prawie spacerować jak po ścieżkach. Zaczął od potoków, wdzierał się w każdy potok, łaził brzegami, jarami z wielkim blokiem rysunkowym. Nie mając żadnych wskazówek jak rysować mapę, a chcąc wiernie oddać wszystko, rysował każdy zakręt potoku, zaznaczał i cieniował każdy „huk“ czyli wodospad, każdy huczek nawet, każdy „kowbur“ czyli zagłębienie. Roił sobie, sadził się w cichości sam przed sobą, że to dopiero będzie kiedyś mapa prawdziwa. Na każdy potok zmarnował kilka ogromnych arkuszy świetnego rysunkowego papieru. Podczas jednego lata zepsuł kilka bloków rysunkowych. Nikt nie domyślał się, na co zużywa tyle papieru. Materiały do pomnikowego dzieła chował w tajemnicy.
I do innych wędrówek dołączały się dopływy z książek, pragnienia i rojenia dotychczasowe, żeniły się, spajały się z nowymi. Ale dalsze wędrówki Siuny niezupełnie już należą do naszego terenu. Odbywały się bowiem w świecie imaginacyjnym. Bądź co bądź jednak ciało jego leżało na łóżku we dworze, a także myśl powracała ciągle w góry, krążyła po górach. Wędrówki takie odbywały się, gdy po prostu nie można było chodzić, to jest nocą, niekiedy także podczas nocy letnich, ale przeważnie podczas pobytu wiosennego lub zimowego, kiedy z powodu błota, śniegu i tęgich mrozów żadne inne wędrówki nie były możliwe. Nocne wędrówki zaczynały się blisko, a kończyły się gdzieś daleko od ziemi.
W tych nocnych wędrówkach główną rolę odgrywała pewna dziewczynka, po prostu wybrana Siuny. Marzenia takie nie wkraczały nigdy, jak to się mówi, w jakieś niedozwolone dla młodzieży regiony. Nie przeczuwały ich może. Przeciwnie, Siuna marzył o dziewczynce po dziecinnemu, ale wyobrażał ją sobie jako towarzyszkę życia i myślał o niej z dziwną dla niego samego czułością. W największej tajemnicy roił sobie, jak się doń uśmiechnie, jak go wyróżni i jak on jej pokaże
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/539
Ta strona została skorygowana.