— Proponuję pani wysłuchać mojej skromnej rady. Wspomniała pani króla. A czymże jest pani władza nad folwarkami i dobrami, jak nie następstwem władzy królewskiej, rodzajem pozostałości średniowiecznej? Wypada zatem zachować się po królewsku wznosząc się ponad uprzedzenia otoczenia, które nie mogą być miarodajne. Co dotyczy Żydów tutejszych, należą oni wszyscy do chasydzkiego odłamu. Jednak ich bożnica dlatego zapewne, że dawno zbudowana, nie ma wcale cech tego budownictwa. Z wdzięczności do swoich mistrzów marzą o tym, aby dodać przybudówkę chasydzką, przeto prosili mnie o poparcie u jaśnie pani. Nasuwa się decyzja pozornie zabawna, w istocie bardzo ludzka, bo powiedzmy sobie, królewska albo książęca, aby jednym zamachem pomóc tej świątyni bezsprzecznie katolickiej, ale jak gdyby uszkodzonej przez podejrzenia i plotki, i tej bożnicy, jak sądzą wyznawcy, niedostatecznie chasydzkiej. Nie może być chyba najmniejszego podejrzenia, jeśli te obie sprawy razem popieram u tronu jaśnie pani.
Pani Zuzanna rozweseliła się niezwłocznie, twarz jej rozświetliła się.
— Oddałabym niezwłocznie te obie sprawy synowi, który docenia stare tradycje naszej rodziny, gdyby nie jeszcze ten jeden robak, który mnie gryzie. Oto synowa moja jest z rodziny schizmatyckiej, chociaż ta nabyła już dawno indygenat polski. I mimo że przyznaje się do katolicyzmu, wcale nie jestem pewna, że jest ugruntowana w wierzeniach. I to ma być moja dziedziczka? Przecież mój syn nie jest ani misjonarzem, ani katechetą, więc kto ją mógł ugruntować, gdzie i kiedy? Co prawda przemawia za nią ta okoliczność, że jej cioteczny brat, mimo że był synem protektora prawosławia na Bukowinie, został oddany na wychowanie gimnazjalne do ojców jezuitów w Chyrowie (a przecież jest nadal uważany za dziedzicznego protektora schizmy).
Prałat zasmucił się nagle, załamał ręce, lecz zaraz opanował się. Mówił cierpliwie:
— Podobne sytuacje zdarzały się przecież dość często w starej Rzeczypospolitej, a przecie dawały się nakierować zbawiennie. Przyrzekam pani jako katecheta zawodowy, że zajmę się czymś, do czego dotąd nie było możliwości, a mianowicie katechizacją pani synowej, zwłaszcza że byłem katechetą jej córki. Zwalniam panią od zmagań z tym rzekomym robakiem, mógłby stać się gorszy, niż to się mogło wydawać.
Oblicze pani Zuzanny zwolniło się z napięcia.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/55
Ta strona została skorygowana.