1977, a przedrukowane w tomie Z perspektywy podróży (Kraków 1980).
O Kołomyi wspomina poza tym kilkakrotnie w swych szkicach, zresztą bez większego zapału, gdyż w późniejszej świadomej refleksji opowiedział się — jak to sam wyznaje — po stronie tradycji pasterskiej, dla której Kołomyja utożsamiała się z sądami pańskimi, mandatoriami Józefa II, strasznymi murami kryminałów i całą cywilizacją miejską, a więc trochę tak, jak ten czy inny z nas widzi Nowy Jork czy Chicago.
Mimo to przeskok z metropolii Pokucia do Wiednia, jednej z najważniejszych wówczas intelektualnie stolic Europy musiał być spory. Tam studiował mój ojciec w latach 1906—1914 najpierw biologię, potem slawistykę i sanskryt, by zwrócić się wreszcie definitywnie ku filozofii. Tak długie studia były w owych czasach niezwykłe, skoro normalnie trwały najwyżej trzy do czterech lat. W Wiedniu został więc filozofem z powołania i z wykształcenia, choć nabył tam też solidnej wiedzy w kilku innych dziedzinach, jak na przykład w psychologii, słuchając między innymi wykładów Freuda, co z kolei (jak i dobra znajomość pism Adlera i Junga) pozwoliło mu na krytyczny dystans wobec psychoanalizy, przyjmowanej w Polsce od końca lat 1920-tych dość bezkrytycznie.
Jako filozof zajmował się z początku przede wszystkim filozofią niemiecką; poświęcone jej były zarówno rozprawa doktorska o wpływie Hegla na filozofię religii Feuerbacha, jak i praca habilitacyjna o Heglu w Polsce i w Rosji. Ale z wyboru był platonikiem, pisma Platona były jego stałą lekturą aż do końca życia. W Wiedniu interesował się również filozofią i religią indyjską, a w latach dwudziestych ogłosił nawet jeden czy dwa artykuły na ten temat. Przypominam też sobie z lat 1960-tych namiętne dyskusje filozoficzne z Jeanne Hersch, o której mówił, że ma „głowę filozoficzną“, spory między innymi o Jaspersa, dyskusje o jej książce L’illusion philosophique, a także późniejsze lektury od św. Tomasza z Akwinu po Ojca Teilharda de Chardin.
Wiedeń był ponadto jeszcze dlatego ważny, że ojciec mój zetknął się tam ze studentami z Kongresówki (był to rok 1906) i ze studentami rosyjskimi, że nauczył się dobrze po rosyjsku, rzecz w Galicji całkiem wyjątkowa, i zapoznał się z literaturą rosyjską w oryginale i to bardzo gruntownie. Do jego pierwszych drukowanych prac należy też w roku 1920 przekład z Dostojewskiego.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/562
Ta strona została skorygowana.