przyjaźnionych kłusowników huculskich. Węgry były krajem usposobionym dla Polaków niezmiernie życzliwie, panował tam też do marca 1944 roku właściwie pokój. Te cztery lata spędził ojciec mój na intensywnym zapoznawaniu się z Węgrami — taki już był, że nie mógł zamieszkać gdziekolwiek by nie zacząć natychmiast zapoznawać się z krajem, przede wszystkim za pomocą wędrówek pieszych krótszych, dłuższych czy nawet bardzo długich, potem zaś (lub równocześnie) za pomocą lektur. Plonem tego pobytu był szereg esejów, w tym dwa o krajobrazie węgierskim, ogłoszone w tomie Po stronie pamięci (Paryż 1965) i przedrukowane w Z perspektywy podróży.
To zamiłowanie do wędrówek zwłaszcza górskich było obok kontaktowania się z ludźmi cechą zewnętrzną najbardziej rzucającą się w oczy. Każdy, choćby najdalszy znajomy mógł przyjść o każdej porze dnia i nocy i być pewny, że zostanie przyjęty z życzliwością, ba, z prawdziwym zainteresowaniem, i to nawet wtedy (ku zdenerwowaniu mej Matki a zwłaszcza mojemu), gdy ojciec pisał właśnie jakiś nie cierpiący zwłoki list czy artykuł. Wydawać się mogło, że człowiek ten spędza cały dzień na spacerach i pogawędkach. Że nie była to jednak tylko daremna gadanina świadczy nie tylko blisko 4000 pozostawionych stron druku, lecz ponadto dalszych kilka tysięcy stron korespondencji: uporządkowane listy zajmują już ponad trzydzieści pięć klaserów; samej korespondencji z Hansem Zbindenem jest ponad tysiąc stron. Nie liczę nie odczytanych dotąd zeszytów, zapisanych trudno czytelnymi notatkami, i nie liczę przeczytanych książek, po których ślad tylko częściowo się zachował w esejach czy w owych notatkach.
Korespondencja świadczy też o wpływie na rozmaitych ludzi, od wybitnych i ważnych do nieznanych i nie wybitnych. Wpływ ten był także funkcją wędrówek, gdyż ojciec wędrował chętnie sam tylko wtedy, gdy miał do rozwiązania jakiś trudny problem pisarstwa lub kompozycji. A przeważnie były to spacery i wycieczki w towarzystwie. Jak pisał przed laty pewien gość i przyjaciel, ukrywający się pod pseudonimem Włodzimierza Dołęgi:
„Jeśli jesteś podatny na zawroty głowy, patrząc choćby z bezpiecznego miejsca w próżnię, nie jedź do Stanisława Vincenza. Nie mogąc bowiem dalej tkwić w swych ulubionych wschodnich Karpatach, zamieszkał on wśród Alp francuskich, w tej starożytnej delfinackiej ziemi, gdzie i dzieje i geologia są wielce romantyczne a po-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/565
Ta strona została skorygowana.