Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

cej do deprecjacji tych płócien, i gdy ktoś z następców czy dziedziców pani nasłucha się tego, sprzeda za bezcen te płótna, a ponadto przeszkodzi, aby inne nie dotarły do naszego kraju. A jest to wielka postać w kryzysowym przełomie XVII i XVIII wieku. Pomijam nazwisko, ponieważ pani je pominęła. Ma pani jednak niewątpliwy dowód, ile szkody może przynieść uprzedzenie i tendencyjna propaganda. W ten sposób pogrzebiemy dobre zamiary nieszczęśliwego dziada stryjecznego, który nie miał szczęścia w swoim własnym kraju, bo czego się dotknął, to wszystko zaczernione i oczernione. To zresztą możliwe, że płótna mistrza czernieją, bo mogło zajść jakieś techniczne niedopatrzenie, czy też brak doświadczenia w tej nowej dziedzinie, ale w takim wypadku zamiast popychać dzieła w przepaść oczernienia i zapomnienia, należałoby znaleźć sposoby techniczne i jak je konserwować i jak ostatecznie ocalić.
— A dlaczego ekscelencja nie chce mi powierzyć nazwiska malarza?
Głos biskupa zadrżał:
— Przecież może sobie pani oglądnąć katalog, bo chyba jest jakiś katalog?
Pani zakłopotała się widocznie.
— Katalog? Ha, chyba jest. Ale kto go miał zrobić? Mój syn jedynak zakopał się w górach, żona i dzieci to mu wystarczy. Zakopał także swoje studia i talenty.
Biskup cedził ironicznie:
— Znów chyba ta żona schizmatyczka? A przypadkowo zetknąłem się z tym, że syn pani ma nie byle jakie i to rozległe zainteresowania naukowe. Przede wszystkim interesuje go historia naszego regionu, a także etnografia, poza tym stworzył placówki meteorologiczne i całe obserwatorium, którego dane spowodowały uznanie wiedeńskiej centrali badań ziemskiej fizyki. To jeszcze może się przydać wszystko, nie mówiąc o tym, że ciągle laboruje w psychologii zwierząt. — Prałat westchnął — Szkoda.
— Czego szkoda? — zapytała pani Zuzanna nieco trwożliwie.
— Jeśli najbliżsi nie doceniają. To dobre jeszcze, że pani syna nikt dotąd nie oskarżył o herezję, bo jest światły, a jednak dzięki Bogu ostrożny.
Głęboki cień padł na oblicze pani Zuzanny i przenosił się powoli na oblicza otoczenia. Cienie wieczorne padały naokoło, a mądrość wieczorna ukazywała swoje cieniste i gaszące nao-