Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

koło oblicze. Biskup mówił twardo. Rozmowa urwała się. Lecz biskup pocieszał:
— Dobrze przynajmniej, że szczerze dogadaliśmy się czegoś. Nigdy nie jest za późno.
Pani Zuzanna wydawała się skruszona i jak gdyby szukała, od którego miejsca zacząć, aby naprawić coś, co się popsuło.
— Może zgrzeszyłam dzisiaj ujawniając zbyt otwarcie moje reakcje na tego chłopka w księgarni i na pewno zgrzeszyłam, ale obawiam się tej pychy, która wstaje od książek pozbawionych odpowiedzialności. A muszę przyznać, że te stare księgi tutejszej starej bożnicy promieniują pokorą, mimo że wiara ich jest dla nas obca albo odległa. Dlatego każdy pobyt w bożnicy i właśnie dlatego, że te książki są dla mnie niedostępne, napełnia mnie zawsze pociechą. Przecież gdybym ja sama była naprawdę pokorna, to zamiast znęcać się nad tym chłopkiem, byłabym po prostu i po ludzku zapłaciła jego rachunek, zamiast wydziwiać. Jednak muszę się przyznać, że grymasy i gesty pań i panienek z dworów, które deklamują o świecie, budzą we mnie podejrzenie, że nie wiedzą, co czynią, albo nawet śmiech. Co innego Żydzi. Ich kult dla książek jest starożytny i zrozumiały; nawet tam gdzie sądzimy, że modlą się, sami powiadają, że się uczą.
— Tak — potwierdził biskup — widzimy to w pismach św. Augustyna, że ludzie uformowani religijnie zaczynają nieraz nauki i rozmyślania od modlitwy w słusznym przypuszczeniu, że pomoc i światło z nieba głęboko poruszają także czysto intelektualne motywy.