bardziej z nich pełen inicjatywy przeczuwał, że takie bóstwa pobudzają jego plany, przynoszą im natchnienie czynów śmiałych. Ojciec Mikołaj aprobował takie plany, o ile były wyrażone w cyfrach dostatecznie ścisłych. Jednak syn Edward, który właśnie całymi dniami sporządzał plany nowej kopalni nafty w Słobodzie, wykraczał poza realizm, przeto ojciec z niesmakiem ochładzał go, że to ormiańskie plany zdegenerowane już w głowach polskich. O tych polskich głowach ojciec nie miał osobliwego wyobrażenia. Zwłaszcza że wątpił, aby Polacy mogli wykazać taką potężną dziedziczność podobną do pędu podziemnych wód, które pod swoimi fortecami puścił Rusa, król Urartu, a które były tak potężne w rozmachu jak prądy Eufratu — według napisu Sargona króla Asyrii, który dotrwał w klinowym piśmie aż do naszych czasów.
Jak zazwyczaj bywa w sprawach między pokoleniami, jedno zarzucało drugiemu fantastykę. Edward trzymał przed sobą wykaz produkcji szybu naftowego w Słobodzie, zwanego „Hucuł“, który wywiercony ręcznie bez żadnej maszynerii, samoczynnie, to jest popędem gazu ziemnego dawał już od miesięcy coraz bujniejsze wylewy ropy naftowej, tak że nie starczyło już zbiorników, a według drugiej księgi wzrastające ceny nafty, na skutek coraz większego zapotrzebowania, dały daty wzięte ze wspomnianej rafinerii. A gdy Edward wskazywał na coraz to nowe produkty z ropy dzięki jakimś tam odkryciom chemicznym, ojciec Mikołaj przybrał groźną minę, przyjmując niecierpliwie na co wskazywał Edward, że dzięki jakimś tam odkryciom chemicznym otrzymuje się z tej czarnej i cuchnącej ropy bialutki produkt zwany parafiną. A z tego świece tak zwane parafinowe. Bo zaledwie kilka miesięcy temu stwierdzono w pobliskiej rafinerii, że ropa w Słobodzie zawiera składnik zwany olejem parafinowym. Z kolei dyskusja, nawet sprzeczki rozpalały się do gorącości, gdyż Edward broniąc swoich obliczeń z szyderstwem cytował króla Rusę i jego podziemne wody i dziedziczność, która miałaby tak samo rzekomo działać, a której nikt dotąd jeszcze nie obliczył. Stary pan Mikołaj szydził z wychowania łacińskiego i całej łaciny, gdyż dotąd cała łacina nie odkryła tyle starożytności co łopaty kilku majstrów i najemników w okolicy jeziora Van. Mikołaj rozjątrzył się:
— Po prostu cała ta łacina to tandeta, i co tam mogli w ogóle odkryć w tym nędznym Rzymie. Nigdy nie miałem przekonania do tego i szkoda każdego centa, który wydałem
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/66
Ta strona została skorygowana.