o świcie pojawiły się na szynach zgrzytające potwory i przywiozły kto wie kogo i co, i wywiozły kto wie dokąd. Co takim szkodzi rozpędzić się, pomijając nie tylko Kołomyję, także Lwów i Wiedeń, samego cesarza całkiem bez ceremonii? Milczące węże, szyny i szyny bez końca aż po Atlantyk, aż po Ural, przez Sybir nad Ocean Spokojny... Brrr. Przy takich horoskopach odchciewa się spać na Wierbiążu i warto zastanowić się czy hasło „ne żurysy“ naprawdę tam pomogło.
I w samej rzeczy pomogło. Bo front gospody otwarty dla całego świata, jest również otwarty dla pociągu ze Słobody Rungurskiej. Wyskoczyć z szyn nie wyskoczy, bo to nie jego interes, ale nie rozpędzi się, żadnej krzywdy nam nie zrobi, zawsze da się zatrzymać, tym pewniej, że przed gospodą nie ma przystanku kolejowego. Zatrzymany uprzejmym skinieniem ręki gospodarza Chaima Weisera, pokraczny parowóz sapie z zadowoleniem, odymi się białymi kudłami, jak stary sekwestrator podatkowy z rozkudłanymi bokobrodami. Zrozumiał co trzeba, zamiast rzucać się celem grabieży podatkowej i uciekać przed siebie, usiadł sobie jak człowiek. Dymi z długiej fajki, popija piwo. Na ten znak z pociągu wysypują się wszyscy na piwo. Kiedy indziej na partię kręgli, albo aby zatańczyć i podreptać w ogródku Weisera. Bywa przecie, że pośpiech kolejowy staje się zbyt okrutny i wówczas konduktor pociesza wesoło: jedno piwo, dwa piwa i na dzisiaj dość, bo dzisiaj extra ruch, ex oriente-Lux-Express, raz na tydzień, pełen Turków, Anglików i takich różnych, na nas tylko czeka, na głównej stacji. Ruch — ruch — gotów, fertig, odjazd — tru — tu — tu.
Zgorączkowany serdecznością Weiser biegnie za nim z piwem, konduktor popija na stopniach, pociąg hałasuje, nie widać go w kłębach dymu, ale nie rusza z miejsca, gdyż konduktor nie szczędzi czasu do zapraszania gości bez różnicy wyznania i majątku:
„Gości zapraszamy, wsiadajcie i jedźcie w świat! Kołomyja-Rynka — Wincentówka — Dębowa Krynica — Dworzec Główny — Ex-Oriente-Lux — Pacyków gdzie kozy kują, Paryż pod Lwowem — dam tanio, po własnej cenie, na kredyt także, wygodnie, bezpiecznie a wesoło“.
Wszyscy zakiwają się gwałtownie na pożegnanie, gwałtownie a z uznaniem, jak gdyby chcieli odczepić się od zaproszenia. Dać się wywieźć z Wierbiąża, komuż to do głowy przyjdzie? Także parowóz sapie smętnie, jak gdyby nie mógł ruszyć z miejsca.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/70
Ta strona została skorygowana.