Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

Pani Józefina przytaknęła żywiej, po czym Weiser przybliżając się ku niej, dorzucił półszeptem jakby poufnie:
— I jeszcze coś. Nieprawdaż?
— Tak, tak, „jeszcze coś“, rozumiemy się — odparła pani Józefina.
Szelest szeptów przewiał przez stół, jak rój motyli zwabionych zapachem miodowym, po czym Weiser zwycięsko lecz na palcach, aby nie płoszyć motyli, udał się do wnętrza domu.
Pani Józefina była z pochodzenia wiedenką, wychowaną od dzieciństwa w naszym kraju. Miała wszakże krewnych we Włoszech i na Węgrzech, przywykła do wielkiego świata, do wielkich miast, do luksusowych hoteli, do kąpielisk austriackich, takich jak Abacja lub Karlsbad. Dopiero po zamążpójściu zamieszkała stale na wsi w Kiedańczu, wśród pól zbożowych na stokach podgórskich, skąd widać dachy i wieże Kołomyi. W ciągu dziesięciolecia przetworzyła niezbyt obszerny dwór w nieustający salon, przed który zajeżdżały często powozy i pojazdy z daleka, w którym stale i swobodnie rozmawiano w kilku językach. Nie tylko opanowała cały ród Dębowej Krainy z Pokucia, ze Lwowa i z Chlebiczyna pod Lwowem, nadała mu nawet swój osobliwy ton.
Niezbyt dokładnie wszakże opanowała męża Izydora, który przy wyszukanej grzeczności na codzień i jak gdyby czci dla żony, chadzał swoimi drogami. Także w gospodzie uwydatniły się niezwłocznie ich różne drogi. Trzy pieski, im mniejsze tym brzydsze, tłoczyły się wokół jej stóp zakrytych starannie fioletową suknią, skowycząc o pieszczotę, o słowo, o skinienie. Nieco podobnie, ale całkiem z daleka i ceremonialnie cała rodzina, tworząc mimo woli wokół niej luźne koło, pozwalała błyszczeć swej pupilce. Bez skomlenia każdy warował, czekając co powie, chcąc pokazać, że ją rozumie. Lecz ona nie zamącona ni pychą, ni próżnością, ani nie zacieniona najmniejszą nieuwagą, słuchała, pytała, dowiadywała się, biorąc udział we wszystkim. Jak zwierciadło czyste, nie roniąc ni promienia, oddawała bezosobiście każdemu jego światło, a zawsze niemal ze zwiększonym blaskiem. Uczyła się nieustannie, korzystała ale nie dla siebie. I każdy radował się, bo błyszczał w jej świetle, jakby to było jego własne. Takie chyba kobiety niegdyś zakładały dynastie, może nawet oświecały narody jak cudzoziemka Aspazja, co udzieliła swego światła Atenom.
Po odejściu Weisera panie kontrolowane kamertonem przy