nie krzywdzić. A cóż zrobić jeśli Pan Bóg chce jakoś inaczej? To pokaże się samo z siebie. Na to potrzebne studia. No i pokazało się.
A najgorzej króla piekło jakby się obejść bez cudów. Wiedział, że to niełatwe, dlatego najwięcej to studiował. Zaglądał na tysiąc lat wstecz i tysiąc lat przed siebie przez szkła, które sam sobie wyszlifował, szkła dalekonośne i takie, co przenikają to, co najtwardsze, czy to kość czy skała. Nie ma niespodzianek, same prawa. Szatan pogrzebany w rozumie, bez honoru, ba, może nawet z pewnym honorem, bo sam musiał uznać prawo i rozum. Biorąc każdy rok dziejów ludzkich pod szkła, król pokazywał: „Proszę, gdzież tu jaki cud? Ani śladu, cudów nie ma, cudy niepotrzebne. A nawet jeśliby komuś wydawało się, że potrzebne, to i na to jest sposób: zrobić taki wynalazek, co zastąpi cuda.“
Pierwszy cud, który zawadzał najwięcej jego rozumowi był, że Żydzi jeszcze wciąż istnieją. Czyż to możliwe bez cudu? Cóż robić? Trzeba naprzód udowodnić, że nie cud, a na przyszłość tak urządzić, aby istnieli bez cudu. Bo przede wszystkim to nieprawda, to nie może być prawda, to przeciwne rozumowi. A jeśli to, nie daj Boże, cud, to dziękujemy za niego, zrzekamy się i lepiej abyśmy nie istnieli.
Był twardy, każdy dowód jego był ostry, jak kosa z najtwardszego szkła, przejrzysty jak siekiera z kryształu. Tu jeszcze jedna delikatna sprawa. Król mędrzec tak rozumował: „Cóż z tego, że włochata i brudna małpa zakocha się w małym dziecku, ach, jakież ono śliczne, jak chciałaby być taka jak to bialutkie dziecko.“ Cóż z tego? Przyroda rozkazuje i z tego małpowania, jeśli dziecko było grzeczne, może być w najlepszym razie małpa grzeczna ale durnowata, bo przeciw prawu, a jeśli dziecko było nieznośne, to będą dwa małpiarstwa. Tak samo jeśli małpy ustroją się w liście i szmatki, aby zatańczyć kadryla, to czyż to będzie kadryl? To tak jakby panienki tańcząc powiedziały sobie, że są aniołkami. Nic z tego, cudów nie ma.
Rozumiał wszystko, podciągnął świat pod jeden długi strychulec, od ziemi aż do Lewiatana. Ale gdy znalazł ten strychulec, zamiast uspokoić się, zaniepokoił się. Był śmiały, twardy, uczciwy. A nuż skądś, czy to spod Lewiatana, czy z któregoś robaka pod ziemią, niespodzianka pokaże nosek jak myszka, a za nią czai się groźny kot — cud. Krzepił się dzielnie. Niech tylko pokażą nos, mysz czy kot! Pacnie jedno i drugie jak należy. Niespodzianka nie pokazała nawet nosa. Jednak
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/83
Ta strona została skorygowana.