dy, satyny, jedwabiu, tiulów, wstążek i tasiemek. Zakręcając, wścibiając się i nurtując w falach spódnic, coraz bardziej wynalazczo, nawet natrętnie, oznajmiał, że spokój zacisza skończony, że trzeba jechać.
W naszych wspomnieniach i relacjach wspomnień, nawet jeśli są dokumentarne, unikamy dat. Wystarczy powiedzieć, że działo się to w okresie szczytowej stabilizacji i powszechnej aprobaty dla stabilizacji, nad którą co najwyżej zawieszano blady znak zapytania — nazwany ewolucją. Także postęp bez szponów, postęp z opiłowanymi paznokietkami stabilizował się jako eksponat z ostatniej wystawy, dostatecznie opleciony jesiennym bluszczem przyzwyczajeń, a nawet pnączami starej dziczki nazwanej zabobonem.
Stabilizacja trzymała w swych ryzach przede wszystkim spódnice. W kraju nad Prutem i nad Dniestrem moda rozstała się bez żalu z krynolinami, bo narzuciły się pokazowo i bez umiaru, wyzywając raczej niż tonując, a ustalone obyczaje obywały się lepiej bez nich. Dość było spódnic o fałdach tak usztywnionych jak wyrzeźbione w fałdy i rowki starożytne kolumny. A przede wszystkim utrzymały sztywność gorsety. Któż śmiał pomyśleć a tym mniej głosić, aby jakakolwiek dama czy choćby dorastająca panienka pokazała się w biały dzień na świat Boży, nawet na chwilę bez sznurówki? Poprawna przyzwoitość była nakazem miażdżącym wygodę, ale stawiała czoło sztuczności biorąc do pomocy pewien umiarkowany naturalizm. Byleby nie przesadzać! Bo właśnie z przesady korzeni się wyzywająca zmysłowość, nawet wyuzdanie. W gorsetach nikt nie dostrzegał przesady. Trwałość stabilizacji wraz z „postępem“ wydawała się szczytem dziejów, a gwarantowała ją obyczajność naturalna. Jeśli jaki wzór narodowy stawiano przyzwoitemu towarzystwu, to nie ukrytej w smętnym zakątku idealnej Emilii Plater, ani nawet weredyczki Kasztelanowej Kossakowskiej, pogromczyni władz okupacyjnych i przyjaciółki ludu, lecz Franciszki Krasińskiej. Zasłynęła ona przede wszystkim w Paryżu, z tego, że jej talia nie przekroczyła nigdy trzydziestu centymetrów.
Połów wielorybów na szerokich oceanach, który dostarczył poecie amerykańskiemu, Hermanowi Melville, apokaliptycznych wizji i niesamowitych pytań, dostarczał modzie, a zatem każdemu zakątkowi kontynentu europejskiego, jedynie usztywniania za pomocą fiszbinu, używanego do gorsetów. Fiszbin docierał do pokoiku każdej nauczycielki, guwernantki albo bony
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/88
Ta strona została skorygowana.