(bo biuralistek nie było), wszędzie gdzie czaił się lęk, aby nie przestać być panienką, nie wypaść z klasy. O studentkach rosyjskich chodziły nie sprawdzone wieści, że zerwały z fiszbinem, a także ze sztywną fryzurą. Chociaż nikt jeszcze nie rzucał kalumnii na ich spódnice, wystarczyło rozluźnienie gorsetów i fryzur, iż z czystym sumieniem nazywano je nihilistkami, bo to uprawniało do okropnych insynuacji, od bomb i udziału w carobójstwie aż do wolnej miłości.
Tylko wiatr i to właśnie ten jesienny pozwalał sobie uchylać spódnice, śmielej niż marzenie. Czy budził może pragnienie zwijalności spódnic? Wiatrowi wolno, ha, a gdyby tak?
Oczywiście nawet wiatr nie pokusił się o rozluźnienie tonu i gorsetów. Lecz stabilizacja spódnic opierała się na dawnych umowach. U kobiet przede wszystkim na dobrym „ułożeniu“ wdrażanym od wczesnego dzieciństwa. Ułożenie sięga głębiej niż oświata i wykształcenie, głębiej nawet niż moralność. Równie bezapelacyjnie jak religia. Religia bowiem na przemian to piorunuje piekącymi groźbami piekła, to usztywnia nakazami ułożenia i sankcją utraty dobrej sławy, jak niegdyś zbroja rycerska. Dobre ułożenie hamuje funkcje ciała, nawet żołądka i pęcherza (o zgrozo, co za wyrażenia w tym towarzystwie!), hamuje także sen i marzenia senne, przecinając władczo: „stój“ za pomocą nagłego obudzenia. W miarę utrwalania ułożenia czuwanie staje się prawie niepotrzebne, bo władza nad sobą, która doprowadziła do stabilizacji, doprowadza także do pewnej swobody, gdyż protesty zjawiają się coraz rzadziej.
Lecz stabilizacja wymaga ofiar. Nikt inny jak właśnie pani Józefina wspominała przygodę dziewczęcą z piętnastego roku życia. Jechała z ojcem karetą i ni stąd ni zowąd kareta nagle wywróciła się. Nigdy w życiu dotąd nie przeżyła niczego podobnego. Przeraziła się śmiertelnie, przekroczyło to wszystkie jej obawy, zdawało się jej, że umiera, że mdleje co najmniej. Lecz już dawno ojciec stanowczo zakazał jej przestrachów, tym bardziej krzyków wynikłych z przerażenia. Resztą sił wstrzymała oddech, zdusiła płacz i zapytała cicho: „Nic się nie stało papo? Nie uderzył się papa, nie zdenerwował się?“ Ojciec spojrzał wdzięcznie, lecz nie wiedział co się stało. Pani Józefina mówiła o tym: „Od tego czasu moje ułożenie było utrwalone.“
Zdarzały się wszakże czasem ofiary wręcz okrutne, jak u tej panienki z prowincji na przyjęciu cesarskim. Żołądek jej
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/89
Ta strona została skorygowana.