zawodem było koligacić rodziny, zwłaszcza gdy osiedlały się na wsi na stałe, opieka nad domem, służbą, stajnią i oborą, rodzenie i wychowanie dzieci, wreszcie przebywanie w towarzystwie zwierząt domowych, wszystko to uczyło damy, wyrosłe z dobrze ułożonych poczwarek, wyrozumienia wobec przyrody i jej musu. Wszelako tylko dla innych. Taka pani domu uczy się wszystkiego pożytecznego. Dowiadując się, że świat poniżej tego, co się zwie bas ventre[1] jest pudendum[2], otrzymuje równocześnie zadanie być w każdej okoliczności osobą wzniesioną ponad konieczność przez ułożenie, które przyjęła w całej pełni. Naprzód jako ja, czyli rolę, która stała się naturą, co najmniej jako pozór czyli jako więcej niż połowę istnienia. Ostatecznie Kościół uznał małżeństwo za sakrament, choć wydaje to się sprzeczne z jego założeniami i najwyższymi wzorami. Taka waleczność była niezbędnym odpowiednikiem męskiej, czyli przeznaczenia, aby nie dać dostępu trwodze, zginąć na wojnie, a nawet szukać śmierci. Tym bardziej kobiety takie były podziwiane, nawet czczone, a bez wątpienia pożądane. Dla takich warto popełnić samobójstwo albo zginąć w pojedynku. Co dziwne, że do ścisłej wierności męskiej nie przykładano zbyt wielkiego znaczenia, byleby jakaś niewierność nie naruszała ram towarzystwa. Jakąż sztubacką sofistyką byłoby dla obrończyń tego osiągnięcia, za jakie uważały ustabilizowane spódnice, wezwanie do równości z mężczyznami, bądź też kampania przeciw zakłamaniu i apel do odkłamania albo do demaskowania, celem osiągnięcia pełnego życia i nazywania rzeczy po imieniu, skoro zdobyły sztywne spódnice i hamulce gorsetów dla tego, co nienazwane i bezimienne. Te hamulce były bowiem nie tylko niezbędnymi lecz także chwalebnymi narzędziami dla całości i chwały takiego życia, jakie one nazywały pełnym. Czyżby za równość z mężczyznami i to takimi co zniwelowani grubym smakiem, miały się wyrzec hołdów, władzy i matriarchatu?
Gdy wiatr roztańczył się, panna Misia na oczach wszystkich przechodziła tortury, tym okrutniejsze im bardziej frywolnie zapędzał się, im bardziej i nieskromniej, bo wprost celowo zabierał się do jej spódnic. Cierpienie jej oblicza mówiło: „Ach, uciec pod ziemię od tak brutalnego świata.“ Jej wielbiciel darzył ją szczerym współczuciem, a zgadując życzenia jej,