Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

— Widać, ha, widać, nie bardzo zgodliwa ta cała wasza rodzina, ci Czornysze z Raduła, no i ci procesowicze Siopeniuki, jak mądrala Foma.
— Za to wasz bracisko Juroczka jakże zgodliwy — odciął się Mandat.
— Niezgodliwy? — ożywił się Kostio. — Tak, Juroczka bije się po pijanemu w niedzielę, to prawda, to wiadomo. Zwiążą go potem, czasem baby go rozwiążą, baby przepadają za nim. I znów się bije. W poniedziałek pojedna się czyściutko, wrogów nie ma.
— To prawda — potwierdził sprawiedliwie Kuzimbir — Juroczkę każdy lubi, bo to z bujności, a nie aby napadać, rabować, procesować...
— Ech, ludzie — westchnął Andrijko Płytka niecierpliwie — wymiećcie raz to stare śmiecie! Skończyły się bójki, zwady, bujności, Ormianie, zasadzki. Nowe czasy! Swoboda! Własny grunt, pilnować swego! Nie ruszać cudzego! I jak kto chce.
— Nie bardzo się skończyły — wycedził Pawło, spojrzał ku Cwyriukowi i ku Gotyczowi przezwanemu Niauczukiem, szepnął coś Kostiowi, Kostio mruknął pośpiesznie Mandatowi, Mandat zarechotał głośno i bąknął Kuzimbirowi. Ten słuchał ciekawie, wypytywał przytłumionym głosem i powtórzył Andrijkowi. Andrijko machnął ręką niecierpliwie i splunął.



3

Omijając ostrożnie wyraźne postanowienie, a pokazując lekceważenie dla obaw i wątpliwości, zaczynali od początku świata, baraszkowali. Dogadywali sobie tak czy inaczej, kłuli żartami w największej zgodzie, bo to to samo osiedle, znajomi od dzieci, bliskie rody, wszyscy prawie krewni, a nade wszystko wszyscy z bractwa butynowego. O zarobki ani nawet o robociznę nikt nie wypytywał, lecz nikt nie podał ręki. Foka nie naglił.
Kuzimbir spoglądając to na Fokę, to na Andrijka trzeźwo wracał do obliczeń wyrębów.
— Zatem, ile kłód do świąt?
— Około 1650 — odpowiedział Foka.
Kuzimbir znów spoglądał wokoło, po czym ostrzem laski rysował na ziemi, mruczał i obliczał głośno.