— 70 dni roboty, zatem 21 kłód dziennie. Tak od biedy można by nawet 25 kłód dziennie. To będzie do świąt 1750 kłód.
— Połowę do świąt, dwie i pół tysiączki! — hardził się Mandat.
— Tak, to można — potwierdził Giełeta z pychą.
Andrijko popatrzył uważnie i splunął. A Kuzimbir przeraził się.
— Człowiecze nie przechwalaj się, butyn tego nie znosi! A czyż wiesz ile to dziennie? Czyś oszalał?
— To niemożliwe i niepotrzebne — potwierdził Foka.
— Możliwe i pewne — nadymał się Mandat.
— Oblicz — opamiętywał Kuzimbir — 32 kłód dziennie, to najwyżej co zimą przy krótkim dniu możemy wyciągać. To byłoby 2240 kłód, ale to strasznie ciężko, to niemożliwe. A na to, aby wyciągnąć z dwie i pół tysiączki trzeba by palnąć 35 kłód dziennie. Śmiej się z tego, nie dotrzymasz.
Mandat nie odzywał się. Giełeta wycedził nieporuszenie.
— My dotrzymamy.
Foka postanowił.
— Wystarczy 1650 kłód! A zatem zgoda?
Rębacze milczeli.
Na dworze było już ciemno. Trzykrotny śmiech dziecka rozległ się w puszczy. Zgrzytliwy pogłos szatkował się lasami. Zastygli bez słów, zrozumieli. Myśliwy Cwyriuk zerwał się natychmiast, złośliwy uśmiech zniknął mu z twarzy. Za nim wyskoczył Kuźma Gotycz zwany Wichrynka. Wyszli pośpiesznie z koliby. Foka wzruszył ramionami, uspokajając pośpiesznie.
— Dotąd tego nie było, nie taki las. Czysty —
— Kto przywabił — mruknął Petrycio.
Kuzimbir patrzył nieufnie, oglądał wszystkich bacznie, wydobył z głębi piersi.
— Może już zatęsknił któryś za kobietą? A może —? To warko, tego nie wolno dopuścić!
Andrijko syknął porywiście, ten i ów poderwał się, jakby go gad w siedzenie użądlił, a Andrijko szeptał zawzięcie.
— Wara, bo zaraza! Zafurczą w was chętki zgłodniałe leśnych dziewek! Wilcze burdelisko —
Foka wstał pośpiesznie, odparł cicho.
— Takie słowo na butynie, Andrijku?
Andrijko stężał i skłonił głowę, a Kostio Matarha wstał także i pysznił się.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/110
Ta strona została skorygowana.