Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

— Majster z majstrów, sprawiedliwy ze sprawiedliwych, co zrobi — to złoto. Tych dwóch ludzi? Na nich możecie budować — wszystko.
Dyrektor Mandl zdjął okulary, wypukłe oczy płonęły mu ciekawie. Powiedział nieco mniej skąpo:
— Może ksiądz ma rację, znam także takie wypadki, dwa tylko, że człowiek coś wart, dużo wart.
Zaryga patrzył na księdza z politowaniem.
— Ksiądz ciągle o człowieku, a nam chodzi o drzewo.
Ksiądz żartował:
— Ależ drzewa, to nie moje parafiany, a Bystrec należy do mojej parafii.
Z kolei ksiądz jakby dla powetowania, że wątpił i krytykował za wiele, sławił drzewo z Riabyńca, jakby na słowo honoru powtarzając, co słyszał. Potem opowiadał o starym Sawickim, o powstaniach, o tułaczce, o tym człowieku, jak gdyby z powieści. Dyrektorowie słuchali jednym uchem, a baron westchnął, potem zajęczał głośnym ziewaniem. Ksiądz czując, że go ledwie słuchają, zapędził się.
— Cóż panowie sobie myślicie, że ja na wiatr gadam? Ręce me niegodne, tak, ale ciąży na nich wiele, urodziny, grzech, śmierć i sąd Boży. Chrzciłem, spowiadałem, dawałem ostatnie namaszczenie, a także chowałem ich dziadów i ojców. A ci młodzi zanim zawarli w kościele pobratymstwo, także spowiadali się u mnie.
Ksiądz uspokoił się, wyjaśnił pokrótce na czym polega praktyka pobratymstwa, sięgająca bardzo dawnych czasów, rzekomo średniowiecza. Baron przestał ziewać, znów przyglądał się Foce. Dyrektor Husarek gładził białe wypieszczone ręce, rękę o rękę, po czym poprawił szpilkę w krawacie i orzekł z rozwagą delikatnie lecz autorytatywnie:
— Najwięcej mam zaufania do księdza. Do gazdy także, jeśli jest tak, jak ksiądz nam opowiada. Z naszych dostawców żaden chyba się nie spowiada przed zaczęciem robót i przed dostawą. Toteż księża mogliby oddać kapitałowi i przedsiębiorstwom wielkie nieocenione usługi. Mogliby. Gdyby rozumieli nasze ryzyka, trudy, wysiłki, poświęcenia, gdyby chcieli, gdyby wszyscy byli tacy. Większe niż policja, większe niż starostwo, nawet niż sąd, o wiele większe niż niejeden nasz agent czy tłumacz. —
Dyrektor Zaryga w skokach czujnych spojrzeń przebiegł wszystkie twarze.