Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

— Więc co? — zaśmiał się sucho dyrektor Mandl. — Poszlemy wszystkich urzędników trustu do spowiedzi? Jak często?
Dyrektor Husarek ciągnął dalej nieporuszenie, a delikatnie.
— Nie, panie kolego, wobec urzędników mamy swoje sankcje. Decyduje wydajność, czas to pieniądz. Za każdą zapłaconą minutę wymagamy, wyciągamy, pompujemy. To nasza sieć. Zatem dla nich moralność i sumienie to sprawa prywatna, Moral ist Privatsache, jesteśmy spokojni, bo moralni być muszą we własnym, dobrze zrozumianym interesie. Ja sam także. Ale z dostawcami i to przypadkowymi wszystko się kończy, bo nie są w naszej garści ani w naszej sieci. U naszych robotników — jak kiedy, ale przecie nieraz sumienie decyduje. Wiadomo, po co jest kościół, potrzebny, potrzebny...
Dyrektor Zaryga uśmiechał się chytrze:
— Pan dyrektor to bardzo oryginalnie, ale chodzi o firmę — i —
Dyrektor Husarek przerwał nieoczekiwanie twardo.
— Przede wszystkim o firmę! Tacy czy inni mogą sobie złamać kark z honorem, grunt, że my nasze drzewo dostaniemy.
Ksiądz słuchał uważnie, rozkaszlał się jakby się zakrztusił. Mówił kwaśno:
— Coś mi się zdaje, że mój biskup ani tym mniej Stolica Apostolska nie pochwalą mnie za te rzekome usługi wobec kapitału. A jeżeli na skutek tego co mówię, panowie sprawiedliwie ocenią naszych ludzi i choć raz oprą się na człowieku — to dobre i to — Ksiądz wyzwolił się głośnym śmiechem.
Foka podejrzliwie dowiadywał się półgłosem:
— Co to znaczy „Moral ist Privat“?
Ksiądz machnął ręką jak nauczyciel na uczniaka:
— Za dużo chcecie wiedzieć, postarzejecie się. Potem, potem —
Dyrektor Husarek w nagłej decyzji obliczał coś w notatniku. Było cicho. Dyrektor skończył, mruknął do Mandla.
— A jolly good job, ’ll be much cheaper than anywhere.[1]
Mandl liczył także pośpiesznie, smagnął krótko:
— Quite.[2]

Przechodzili na niemiecki:

  1. Bardzo dobra robota, będzie taniej niż gdziekolwiek indziej.
  2. Całkiem.