Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

ani oni, choć drzewiarze, takiego lasu. Na razie i puszczę i dyrektorów zakryła noc. Było ciemno, w lasach czarno, gdy dotarli do koliby. Koliba przyjęła ich ze zdziwieniem dziecinnym, z podziwem nieufnym, z lekceważeniem przyjaznym, z pogardą współczującą.
Nazajutrz rano po odpoczynku dyrektorowie dotarli do portaszy. Idąc bez przeszkód miękkimi mchami, przez las jeszcze nie rąbany, zadzierali głowy do nieba, klepali drzewa z lubością, cmokali. Gdy doszli do portaszu, niemieli na razie. Były tam takie baszty, już powalone, nawet okorowane, co przekrojami sięgały ludziom pod brody, czasem ponad głowy. Pożerały przybyszów złotymi smoczymi paszczami. Rębacze poznali w mig, że zwyciężyli, znów podawali ręce szeroko. Od przyjazdu dyrektorów zbyt często podawali ręce dla zabawy czy na pokaz, nawet Giełeta, nawet nieśmiały Łesio, nawet Niauczuk. Iwanysko trzymał się z daleka, w grzeczności doskonały, z uśmiechem złośliwym a cierpliwym, zastygłym na twarzy przyglądał się gościom po myśliwsku. Utrwalał jak w roztopionym wosku ich twarz, nie tylko rysy i ruchy, także jakieś małe kropki i włoski na twarzy. A potem ścinał w pamięci, to co zobaczył, na całe życie. Baron bawił się nieustannie inaczej, a przecie przyglądał się Iwanyskowi ze wzruszaniem ramion, jakby pytał: „skąd taki wziął się tu?“ Przyglądali się sobie bardzo rozmaicie, jakby się dziwili jedni drugim, że mimo wszystko stoją na nogach a nie na głowie. Rzekłby ktoś, jak tacy, co przyglądają się sobie wzajemnie z jednego bieguna ziemi na drugi, wystawiają nosy, ale oczy ich zasłonięte, przeto nie mają czym zobaczyć nosów. Dzielił ich nie wrogi lecz nieprzebity mur pod chmury, to samo pytanie z obu stron: to także ludzie jak my? Jedno łączyło wszystkich: społem cieszyli się w milczeniu na pogrzebie lasu.
Któryś z dyrektorów mruknął wreszcie, nie o ludziach oczywiście lecz o drzewie:
— It’s like the best northern pine or spruce.[1]
Drugi dorzucił:
— Hard and yet easy to work.[2]

Lecz zawodowa nieufność kupców ocknęła się szybko. Przede wszystkim oglądali te najgrubsze drzewa cierpliwie lecz bardzo podejrzliwie. Kazali je łupać toporem tu i tam. Topo-

  1. Jest jak najlepsza północna sosna lub świerk.
  2. Twarde, a jednak łatwe do obróbki.