Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

Tak właśnie zawodził Petrycio i cała koliba ożywiła się ze śmiechem na chwilę. Powtarzając dziadowskie nuty, śpiewali wszyscy. Sawicki także. Przecie śmiech uciął się rychło.
Oto rębacze rozszeptali się. Szept wyszedł od myśliwego Cwyriuka, a wszyscy utkwili oczy w Sawickiego. Znów Witrołom próbował słodziutko z chytrym uśmieszkiem.
— Paniczu, śmiać się dobrze i zdrowo, ale na portaszach górnych już ziemia zapada się pod ciężarem drzewa. Tylko patrzeć a zwali śnieg, nie wyciągniemy.
— Może by przecież na próbę? — poparł Foka — choćby jeden spad ryzy, aby uciec z góry z drzewem.
Sawicki krzywił się bezbronnie jak dziecko.
— Jeden spad — niech będzie, kiedy będzie jak należy, ale tak jak teraz — nie!
Witrołom kręcił się koło niego jak kot, oglądał się naokoło, potem spoglądał na Fokę, uśmiechając się dziwnie.
— Paniczu, to prędzej nie tak, ale może przecie tak. Jest znak — oglądnął się ku Cwyriukowi.
— Cóż za znak znowu — zmarszczył się Sawicki.
— Że trzeba co prędzej, bo — idzie coś... — wytchnął Witrołom.
Sawicki oglądnął wszystkich po kolei, widział to zakłopotanie, to ponurość, to nawet gniew zatajony. Spojrzał ku Foce, Foka spuścił oczy. Spojrzał ku Petryciowi, ten szepnął:
— Pamiętasz światła z Palenicy?
Sawicki nie krzywił się więcej, nasurowił się jak pan kowal, stracił cierpliwość i krzyknął:
— Któreż czorty mają komenderować naszą robotą, te z miasta, czy te z lasu?
Witrołom splunął, uśmiechał się cierpliwie, szepnął:
— Niech sczeźnie, ale kto wie, czy to czort.
Sawicki miał w oczach błyski napastliwe, przemógł się i wygłosił twardo:
— Robota ma iść po Bożemu i po ludzku, a nie pośród zabobonów ani z pośpiechem diabelskim.
— A jeśli coś będzie? — wytchnął Witrołom z głębi piersi.
Sawicki opuścił ręce.
— No, to niech od jutra ktoś inny obejmie ryzę.
Umilkli. Po naradach głośnych i szeptanych stanęło na tym, że Foka wyszuka gdzieś w Bereżnicy, w Krzyworówni, albo nawet nad Dolną Rzeką, robotników najemnych do pomocy,