północy źródła Czeremoszu, a ku południowi? To zobaczymy jeszcze. Na mapach i dokumentach dawnych — niedawniej wszakże niż od sześciuset lat — oznaczano Palenicę jako kąt trzech państw: Polski, Węgier i Wołoszczyzny. Tam to gdzieś odkrył Wincenty Pol głaz z wykarbowanymi literami F. R. Finis Rei-Publicae.
Innych karbów ni śladów państw czy państwowości nie doszukamy się wśród stepów górskich, wśród czarnych lasów o przepastnych stokach, w sieci wód i moczarów. Chociaż rozległe i pojemne są połonińskie harcowiska Palenicy i całego pogranicza pustynnych połonin, od wieków nikt nigdy nie słyszał ani nie zapisał, aby królowie trzech krajów: polscy, madiarscy czy wołoscy, bądź jacyś hetmani, wojewodowie czy rycerze na tanecznych koniach kiedykolwiek, choćby raz zjechali się tam dla spotkań granicznych, dla honorów lub turniejów.
Za to kto wie od kiedy, każdej jesieni z płodności, co szumnie rozpręża się z żywych ciał, majestatyczny las wyrasta nagle na szczytach i płynie poprzez chmury wysokimi połoninami. Nie las to i nie buńczuki orszaku królewskiego, to rogi-korony i rogi-świeczniki niesione przez orszaki jeleni królewskich, rodem z puszcz trzech krajów. Naprzód uroczyście, potem w tanecznych skokach i gonitwach. W końcu rogi jak włócznie bodą się, szarpią się, trzaskają i łamią się, aż pokonany przeciwnik spadnie od razu spod chmur do przepaści. Gdy noc okryje połoninę spotkania są czulsze, spełnia się cel rojów. Tęskne głosy jeleni przerywające ciszę, trembitają przez puszcze noc w noc.
Jelenie zazwyczaj samotne, tylko raz do roku zbierają się w takie rzesze. Podobne roje i orszaki samotników znane są wszakże wodom podszczytowym: oto pstrągi, żyjące zresztą samotnie — każdy w miejscu swych łowów, w przyzwoitej odległości jeden od drugiego — jesienią w wędrówkach ku źródłom zgęszczają się w rzesze, a nawet w oku morza skalnego, to jest w samym pępku ziemi, nabywają się gromadnie, tańczą i szaleją.
Gdy nadejdzie ich pora, w blasku słońca, a jeszcze częściej w pełnię księżycową, zawsze zwracając oczy w górę biegu wód, pomykają strumieniami ku źródłom dla schadzek najustronniejszych: smukłe wodnice o wdzięcznych główkach, oczepionych pierzastymi czujkami, strojne w srebrzyste łuski o jedwabnych poszewkach, aksamitnych, cieniowanych złotawo staniczkach,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/16
Ta strona została skorygowana.