Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

Najstarszy z Koczerhanów, Tanasij, wywodził powoli:
— Bywa taki i u nas, co śmieje się z cerkwi świętej i z ojca świętego, papy-rymskiego. No, i śmiech rzetelny wraca i tegoż samego pośmiechuja — doubnią po głowie. U nas nad Dolną Rzeką starzy ludzie mówili: śmiech od Boga, tylko to masz wiedzieć, człowiecze, jak nim orędować. A młodzi —
— U nas śmieją się z butynu tylko starzy — stwierdził chłodno spokojny i pewny siebie młodzian Jasio Tomaszewski z Żabiego — im starszy, tym bardziej przeciw.
— Nieprawda! — obruszył się najstarszy z żabiowców Korszuk zwany Pechkało. — Nie starzy pyskowali koło cerkwi na Fokę, tylko wy młodzi.
— Tacy co ponauczali się od starych — odparł gładko Tomaszewski.
— A kto mówił, że warto nocą wsadzić Fokę do worka i buch do rzeki! niech płynie? Może pamiętasz, ha? — zaperzył się Pechkało.
Posypały się wyrzuty.
— A kto mówił, że to oszukaństwo brać najmitów bez pieniędzy?
— A kto mówił — a kto mówił — przerywali jeden drugiemu.
Iwan Gucyniuk niemłody już, niewielki a krępy kiermanycz z Żabiego uciszał.
— Przechwalali się, to prawda, z głupoty, bo niejednego zanadto korciło, że taki duka ten Foka. Ale co prawda żaden nie odważył się pójść do butynu dlatego, że wmówili jedni w drugich, że zapłata przepadnie.
Najstarszy z Koczerhanów syknął.
— Cóż to, nie znali Szumejów i Foki? U nas —
— Czemuż by nie znali? — tłumaczył gorliwie Gucyniuk — znali do pieniędzy. A inne poznanie od pieniędzy.
Mandat rechotał bez zastanowienia:
— W Żabiem ciemno, dopiero przy pieniądzach im jaśnieje, przedtem nie poznają człowieka.
— I nie dziwota dla zarobkowych ludzi — tłumaczył Gucyniuk.
— Nie dziwota tym sądzić innych, co sami tacy — rąbał Mandat.
Gucyniuk poczerwieniał nagle, ale pohamował się.