talary wówczas jeszcze, kiedy hołowcy buntowali się i ściągali karne wyprawy, a bystreczanie chowali się po puszczach jak niedźwiedzie.
Chodzili także od dość dawna na roboty, ale nie jak byle biedak co niższy od prochu, zdejmując czapkę łazi po zarobkach. Żabiowców zaprosił do Lwowa już przed stu laty nie byle kto. Sam hrabia Stanisław Skarbek, założyciel dobroczynnej fundacji wraz ze szkołą dla sierot, nazywany w górach „pan Skarb“.
Hrabia był pionierem i nie chadzał utorowanymi szlakami swojego stanu. Po katastrofach narodowych, osobistych i majątkowych zaczął zawzięcie zbijać majątek. Oskarżono go po cichu o niegodną szlachcica takiego rodu chciwość i nieprzystojne skąpstwo, gdyż stanowczo nie pożyczał nikomu z braci szlachty ani grosza. Szeptano nawet, że nie bardzo litował się nad zbiedniałymi krewnymi tego samego świetnego rodu, którzy nie tak dawno na wystawne, godne szlachcica przyjęcia, nie szczędzili majątku. Insynuowano brzydko, że pamiętliwy i to dla błahego powodu, bo przedtem ci sami krewni poznając w nim od razu fantastę, ani grosza mu nie użyczyli. A jemu marzyły się sieroty, dobrobyt ludu, co gorsza oświata, nawet budowa teatru! Po prostu — panie dobrodzieju — wieże babilońskie. Stąd jego mowa z mową braci panów i szlachty prędko i całkiem się różniła. Nawet słynna z piękności żona wyparła się go. Nie dla jakich takich poziomych celów materialnych, tylko dla głosu serca i tak dalej. Doszło do niesłychanego a słynnego w owe czasy rozwodu. Wprawdzie jeden taki — pamiętano to — ksiądz lecz bez charakteru, zresztą Jezuita (ci zawsze, któż nie wie, knują coś i kręcą), szeptał po salonach lwowskich, a potem z uporu głośno mówił, że piękna pani zrujnowała męża. Ale nikt ze zdrowo myślących ludzi, szczęściem także księża, nie wątpił o winie męża. Takiego co nie umiał wyrozumieć żonie słabości, a porozumiewał się z pospólstwem. Z Bojkami — hodowcami wołów, z wiejskimi Żydami, co umieli dlań wyszukać wszystko co potrzeba, i z wolarzami. W końcu z tymi znad Czeremoszu, co jeszcze dziwniejsze, bo choć to chłopstwo i dzikusy, niedaleko odlecieli od negliżowanej przez hrabiego braci szlachty. Podobnie dokładnie marnowali majątki, rąbali się jeszcze zawzięciej, a z biegiem czasu procesowali się także.
Wtedy pokazano dokumentnie, że hrabia miał nie tylko poczciwe słabości lecz i pychę nieokiełznaną, jakby chciał
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/173
Ta strona została skorygowana.