Żabie słynęło od dawna i długo z hodowli koni, o tym też opowiada Wincenty Pol. Jeszcze przed rokiem 1870 mimo mniejsze zaludnienie Żabie posiadało więcej koni niż później cały powiat kosowski. Jednak już w owym czasie, o którym opowiadamy, z powodu częstej sprzedaży koni, sprowadzania obcych ras i nieoględnego krzyżowania, i w końcu dzięki modzie i dzięki próżności żabiowskiej, konie marniały powoli, a ilość ich ciągle malała. Gdy mały, rozsiany w kieszonkach leśnych światek bystrecki przebijał się przez lasy i trzymał się twardo, żabiowcy marnieli powoli, po części nawet na skutek dostatku.
Bystrec uparcie trzymał się swych rodów i swej parafii w Krzyworówni. Mimo że po drodze były dwie cerkwie żabiowskie, bystreczanie nadal chodzili do Krzyworówni i nadal należeli do jej parafi. Podczas jazdy do cerkwi zdarzyło się nieraz, napadnięto ich w Żabiem, czasami pokaleczono kogoś lub wrzucono do rzeki, a gdy kto zapuścił się pod noc, ograbiono go na Żabiem. O tym pamiętano na Bystrecu. Bystreczanie dawniej bardzo rzadko kosztowali wódki, chyba przy wielkich okazjach. A jedyny Żyd, który osiadł u wylotu rzeczki Bystrec, zwany Etyk, targował drzewem, wódki nigdy nie sprzedawał, chyba tytoń. Poza tym on i jego rodzina uprawiali pracę cywilizacyjną, rozpowszechniali białe bułki, pokazywali zdumionym górskim sąsiadom białe spuchnięte pierzyny i odczytywali im teksty rozporządzeń urzędowych, nawet gazety. Zacofani bystreczanie nie chadzali w świat do czarnych czarowników, brzydzili się bezbożnymi zabiegami. Mieli swoich, nie takich co by Boga spoprzeczali albo ludziom szkodzili lecz do pożytecznej pomocy.
Mieli swego Maksyma spod Jaworza, który uczył rachmańskiej, bezkrzywdnej wiary, a takie słowa mówił, że w głowie kręciło się bardziej niż od dymu czarnego czarodzieja Daradudy. Nie można było nic zrozumieć, ale Maksym spod Jaworza miał najlepsze na świecie oczy dla ludzi i dla zwierząt, niejednego wyleczył i wyratował.
Przez długi czas mimo sąsiedztwo Bystrec nie zawierał związków małżeńskich z Żabiem. Aż do ostatnich czasów nieliczne takie ożenki kończyły się smutnie, kłótniami rodzin i nowymi napadami żabiowców.
Tak zapewniali i zapewniają solennie bystreczanie. Zresztą w nowszych czasach zapomniano już o prawdzie starowieku:
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/176
Ta strona została skorygowana.