„Pojednać się, z dala od sądu!“ Nowsza pieśń ze smutkiem osądza: „Sąsiad po sądach ciąga sąsiada, tam nań nieprawdę świadczy i gada“. Po zwadach i bójkach na Żabiem nie tylko straże bezpieczeństwa, nieraz same zagrożone, spisywały protokoły, także poszkodowani z zapałem latali do lekarza nie tyle dla opatrunku, głównie dla zyskania cennych a groźnych papierków o ciężkim uszkodzeniu ciała, a sądy żabiowskie i kosowskie zaszumiały grubymi papierami. Jedni przeciw drugim wnosili rekursy, protesty, apelacje, szumiało aż do Lwowa. Na procesy wykosztowali się niektórzy nie mniej zapalczywie jak na wódkę. I z tego wszystkiego papiery świadczyły przeważnie przeciw żabiowcom, a panowie i podpanki nie innych osądzali lecz żabiowców. Jako że byli lekkomyślni, nieostrożni, zapalczywi. A sami żabiowcy dobrze nauczyli się, że bystrecka leśna i nocna zemsta przykryta niewinną głupotą, cierpliwa a nieuchwytna nie da się rozgryźć panom i sądom. Po zwadach i procesach dzień i noc mieli się na baczności, czasem znikali z horyzontu. Żabiowcy przynajmniej tyle ocalili z prawdy starowieku, że chętnie jednali się przy wódce. A jak się pojednać z takim, co wciąż siaduje w lesie i nie pije wódki?
Dziejopis naszego powiatu ma łatwiejsze zadanie niż dziejopisi narodów i państw nie tylko dlatego, iż łatwiej mu wymknąć się propagandzie, lecz także, iż przejrzystsza dlań jest ta stara prawda: że wszystkie wadzące się rody i szczepy nade wszystko w jednym się lubują: chwalić siebie samych.
Chwaliły się nasze osiedla, może i dziś się chwalą, a największej chwalby przepomniały. Dziejopis przeto nie powinien ugrząźć na jałowym piasku bezstronności. Żabiowcy zmarnowali wprawdzie swoje rody końskie, ale nie wyrzekli się nigdy gorliwej hodowli krowy, a nawet kultu krowy, podobnie jak wszystkie nasze osiedla. Najmarniejszy biedak posiadał krowę i to nie byle jaką, cudzoziemcy podziwiali ich dorodność, a najeźdźcy naukowo udowadniali, że tak nadmiernej ilości krów kraj nie może należycie wyżywić i wybijali je dla siebie. Wszelako krowa to tylko przetrwanie, a koń to natarcie. Toteż należy przypomnieć, że właśnie na Bystrecu najdłużej zachowały się konie górskie, którym człowiek wiele zawdzięczał. Hipogności jak pułkownik Hackl i inni słusznie sławią odmianę konia górskiego, którą nazwali bystrecką, „Der Bystrezhuzul“. Zahartowane przez surową przyrodę konie te broniły się od wilków umiejętniej i skuteczniej niż którykolwiek zwierz puszczowy, nie zwad nauczyły się od ludzi lecz
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/177
Ta strona została skorygowana.