Bo niegdyś przechowany w Delfach — co były Rzymem dla helleńskich wątpień i sumień — kamień spadły z nieba, który oglądano z drżeniem i czczono nabożnie i nałożono go na przepyszny marmur wyrzeźbiony w postać pępka. Ów ołtarz centralny nazwano pępkiem świata, na znak, że Bóg odrywając ludzkość od łona swego dla samoistnego rozwoju, zesłał jej to memento więzi. Dotąd można oglądać go w Delfach.
Delfy, są od dawna pamiątką tylko, może przecie wskazówką także? Wierzyć w pępki czy szukać ich? Zamurować, zaklepać na zawsze przeszłość, a w zamiarze z tym przyszłość także; tak nie inaczej? Czy z drżeniem zaglądać, szukać, pytać, nawet czyhać: a może tam z przeszłości, co pręży się i wystrzela przed siebie, z zamieci-promieni, z labiryntu życia, z jego krwionośnych naczyń i siatek, rozszumi się i roznieci na nowo pępowina? Może zgaśnie znów, ale zaświadczy o tańcach życia, o łańcuchu życia. Może czeka na obudzenie?
Jakże to się dzieje, że Palenica jest węzłem szczególnych a stałych związków pomiędzy pokładami górskimi, wodami podziemnymi, a powietrzem wraz z jego prądami, wiatrami, chmurami? Czyż nie bije w Pępku ziemi ziemski puls, jeden z takich, które sprawiają, iż w niektórych miejscach ziemia widzialniej przyciąga niż w innych? Węzeł ten nie tylko wyławia, gromadzi i wiąże zwały chmur, co zgęszczone piętrzą się nad nim niby drugie pasmo górskie. Jako puls przyciągania Pępek ziemi Palenica jest także misterną pracownią tysiąca rąk, która otacza się własnym sklepieniem, to jest własnym powietrzem, tak przecedzonym w warstwy szczególnie lekkie, giętkie, a przez to nadmiernie czułe, chłonne i wnikliwe, że zdoła rozetkać grube włochate koce chmur w najcieńsze nici i przędze. Za pomocą tysiąca sieci i sit potrafi przepracować je w odpływy prądów i sił, a ostatecznie rozłożyć i wchłonąć całą powałę chmur, bez nagłych burz, bez znaczniejszych opadów. To powietrze jest także zapadnią psotną lecz dobrotliwą, a raczej posadzką dla tańca tak sprężystą, że brylaste, gradowe chmury, co gramolą się granatowymi niedźwiedziami na Palenicę, rozpląsują się w różowe korowody, coraz bardziej bezcielesne, że pioruny stopią się w nice, czyli w migotliwe rosy, aż wessane zapadną w źródła, w moczary leśne, w strugi.