— Rewasz, rewasz — przeszło wesoło przez całą kolibę.
Zadowolony Petrycio wyciągnął z kąta płytę jaworową, sięgającą mu po kolana i przewleczony łykiem spory pęk przez niego samego sporządzony deszczułek płaskich na pół dłoni szerokich. — Jak zwabione jesiennym rykaniem wynurzą się z gąszczy bezgłośnie naprzód nozdrza jelenie, potem uszy czujnie wyniesione, aż wreszcie z masy gałęzi wyplączą się i z szumem wystrzelą rogi, tak po wyczekiwaniu i badawczej ciekawości rosochata ochota szurnęła nagle ku watrze. Jak płomienie zagięte wiatrem wszystkie głowy pochyliły się ku rewaszowi. Petrycio oddał płytę jaworową Foce, a sam wyjmując deszczułki z więzi rozdzielał je po kolei. Foka, siedząc nieruchomo z prawej strony watry, oparł się w milczeniu na tablicy, tymczasem dziesiątki rąk wyciągnęły się po deszczułki. Ich cienie bardziej drapieżne potwornymi szponami spadały wciąż na Petrycia, jakby go chciały porwać, rozdrapać. Nie modlili się wspólnie, jak to kiedyś czyniono przy zakładaniu rewaszów połonińskich, tylko każdy z butynarów wyciągnął nożyk i wycinał na swoim rewaszu znak rodowy i osobisty. Witrołom namyślał się statecznie, tarł czoło, po czym przeżegnał się, wstał i powiedział głośno:
— Boże broń, aby ogień ani bieda czepiały się rewaszu.
— Amen — odpowiedziano gromko w kolibie.
Tymczasem Foka nakarbował na płycie jaworowej znak słonkowy 卍 ; podniósł do światła, pokazywał wszystkim. Po czym przemówił niezbyt głośno lecz wyraźnie, ciepło, jeszcze spokojniej niż zazwyczaj.
— Co nakarbujemy razem i w zgodzie, tego żadna moc na świecie nie przekarbuje. Prędzej cały las, prędzej wszystkie lasy wywrócą się niż nasz rewasz. Jednym trzyma się rewasz — zgodą, i tylko tym jednym można go przekarbować: zgodą! A jest taka pogaduszka, co zaciąga inaczej: Gdy ktoś na kogoś się zaweźmie, powiadają: „zarewaszował mu odpłatę, zakarbował pomstę na wieki“. Pogaduszka niemądra i bezbożna. To ani rewasz główny ani poboczny — to fałsz. W rewaszu nikomu z nas nie wolno ciąć bez drugiego, ani nawet bodnąć, ani ruszyć, ani kasować karbów osobno nie wolno. Nie wolno ani nie można, nikomu do głowy nie przyjdzie. Nie tylko kryminał zakarbuje sobie samemu taki osobniak, także hańbę wieczną, na słońce się nie pokaże. Bo deszczułki, jeśli choć trochę przeinaczyć jedną z nich, a potem złożyć do kupy, zaraz same zakrzyczą. Rewasz nienaruszalny! choćby takie prawo
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/190
Ta strona została skorygowana.