Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

siebie najstarszego z Koczerhanów, Witrołoma, Pechkała a także Sawickiego.
— Siadajcie obok, sprawdzajcie raz jeszcze każdy rachunek, pomagajcie aby nie było omyłki.
Gdy usiedli obok niego, w kolibie zrobiło się jeszcze ciszej, nawet nabożnie, aż sennie. Rębacze bystreccy wiedzieli, że będą wspólnikami i zdając się na Fokę, mimo że już otrzymali zadatki, nigdy nie rozpytywali o rozliczenia. Jeśli co liczyli i karbowali, to tylko ilość kłód zrębanych codziennie. To jedno wiedzieli wszyscy, że zapłata dzienna dla każdego — także dla Foki, Sawickiego i Petrycia — wynosi guldena dziennie, a co do reszty, będzie umowa przy rewaszu taka, jaką sam Foka uzna. Pokazując tablicę, objaśniał Foka.
— Ta strona czerwonym znakiem słonkowym zaczęta, to wydatki, koszty całego butynu, zarobki całej spółki. Obliczenie tymczasowe. Gdy będzie zgoda, pokrasimy wszystkie karby czerwono. Odwrotna strona, sino kraszona, wykaże rozliczenie tego, co kto pobrał już i co pobierze zgodnie ze swoim własnym rewaszem.
Foka podniósł głos. — Naprzód wydatki: kto w lesie pracuje, guldena dziennie. Dopłata dla rębaczy do rozdziału guldena od kłody. Dopłata za zsuwanie, ryzowanie, złożenie w portasze i mygły, do rozdziału — guldena za pięć kłód. Zbijanie darab, guldena od talby do rozdziału. Kiermanycze za dowiezienie daraby do Kut, 12 guldenów, do Czerniowiec 20 guldenów, do Gałacu w Rumunii 30 guldenów. Ale tylko jeśli dowiozą. Bo jeśli rozbiją darabę i drzewo przepadnie, przepadnie i zapłata, gdyż kupcy nam nie zapłacą. Czy zgoda?
— Zgoda, zgoda — przeszło żywo przez kolibę.
Gdy Foka karbował i krasił czerwono, Petrycio zapytał cicho:
— A za życie kiermanycza kto zapłaci?
Foka zatrzymał się.
— Chcesz powiedzieć, kto zapłaci, gdyby kiermanyczowi, nie daj Boże, coś się przydarzyło?
Petrycio zmieszał się.
— Pewnie, pewnie, a czyż o to trudno...
Foka żywo zakiwał głową.
— Tak, tak, to rozważmy, jest dwojaki sposób.
Obecni zakiwali gwałtownie głowami, jakby chcieli odkiwać groźbę.