Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

— Poprosimy sędziów, aby sprawdzali i nadzorowali nasze rewasze.
Pechkało chrząknął ponownie, mruczał niewyraźnie.
— Sąd sądem, a na rewaszach najlepiej zna się wasz ojciec i lubi je. Tanasij tego nie lubi i po cóż nam nadzór.
— Ojciec mój sprawdzi chętnie — zgodził się Foka — a nadzorować musi kto inny, spoza rodziny.
Nikt więcej nie sprzeciwiał się, Foka karbował wszystko i krasił czerwono. Potem oglądał obecnych długo, mówił ciszej:
— Wspomnieliście o wypadkach. Na wypadek gdyby ktoś się broń Boże skaleczył czy nawet życie stracił przy robocie, czy też umarł przed zakończeniem butynu, sąd tak czy tak przysądzi odszkodowanie należne rodzinie. Tymczasem jeszcze poddaję tak: my tu obecni ślubujemy, że będziemy pracować za tego, kogo by zabrakło, wypłacimy jego rodzinie zarobek według tego, jak przypada podług dzisiejszego rewaszu, czy zgoda?
Koczerhan wciąż jednakowo nieruchomy, z nieruchomymi głębokimi bruzdami na czole, mruczał coś niewyraźnie, Sawicki wpatrywał się w Fokę jak rozmiłowana dziewczyna patrzy na swego chłopca. Witrołom wydobył z głębi piersi.
— Jakżeż niezgoda? Zgoda!
— Zgoda! Zgoda! — powtarzano w kolibie.
— I to także karbuję — mówił Foka — aby na ten wypadek, gdy przyjdzie do rozdziału, nikt się nie skarżył, że pracuje za darmo na innego, gdy tamten choruje albo nie ma go już na świecie. Czy zgoda? — powtórzył Foka.
— Zgoda! Zgoda! — gorącym szumem przeszło przez kolibę.
Foka tłumaczył jeszcze.
— Może któryś z was nie potrafi zliczyć dość prędko i dość dobrze, a każdy wie, że krowa kosztuje mniej więcej 60 guldenów. Zatem gdy kto będzie pracować sto dziesięć dni, gdyby dostał tylko same dniówki, zarobić może od biedy na dwie krowy. A kto z rozdziału otrzyma tysiąc guldenów, może kupić dwadzieścia morgów sianożęcia albo ogrodu, a zrębu dla karczowania więcej.
Karbował dalej i krasił czerwono, a gdy skończył, podał płytę Koczerhanowi. Zgęszczony tłum ścisnął się nad płytą, po czym płyta wędrowała z rąk do rąk, a Foka tak zakończył z uśmiechem:
— Nie ma już od dziś między nami ani dziedziców ani Cy-