ganów, ani niedźwiedzi, ani proszieków. Wszyscyśmy dziedzice i wszyscy proszieki, bo prosimy Hospoda Boga o łaskę, i wszyscy niedźwiedzie, bo w norach, i wszyscy Cyganie, bo zasmarowani, a wszyscyśmy gazdowie. Mój ojciec mówi: rewasz zgodzi i złączy. Zima groźna, przeciw niej rewasz zwiąże nas do kupy.
Zaledwie to powiedział, Harasymko Kryniczny znów przedarł się na środek koliby, podskoczył szczupakiem pod dach, zakrzyczał: „Zagrajcie, paniczu, arkana!“ — I obracając się na wszystkie strony w przysiadach, tańczył. Sawicki nie śpieszył się do gry, a Harasymko nie czekał, tylko wycinając arkana, śpiewał:
Mamy rewasze, mamy tysiączki,
Ja pan na Żabiu, pan na Krzyworówni...
Młodzi klaskali w dłonie do taktu, a Harasymko zdyszany powtarzał:
Ja pan na Żabiu, pan na Krzyworówni...
Gucyniuk opamiętywał:
— Gdzież tobie chłopcze do panów?...
Harasymko przerwał taniec, rozkraczył nogi zawadiacko i zapytał:
— A co? Nie wolno mi z panem mierzyć pućki?
— Co za durne gadanie — odburknął Gucyniuk.
Harasymko upierał się przekornie.
— Czemuż nie wolno? Pójdę do pana dziedzica albo do pana zarządcy Fundacji, powiem grzecznie: proszę, teraz mierzymy.
— I co będziesz miał z tego? — pytał Witrołom z uśmiechem.
— Zobaczymy, czy jest rewasz, czy nie ma.
Młodzi śmiali się, a Witrołom upominał.
— Może każesz wierzbie albo olszy mierzyć szyszki z jodłą?
— To co innego — odcinał się Harasymko — wierzba to inny ród, nie ma szyszki. A za co pan ma mieć większą szyszkę ode mnie i nawet nie wolno zmierzyć?
— A jak będzie miał większą, to co? — kpił Mandat.
Giełeta mruknął:
— Przytnie panu dziedzicowi, aby był rewasz.