— Nie, broń Boże, nie przytnę — zapewniał Harasymko — ale będę wiedział. A może to nieprawda, że ma większą?
— A po cóż ci wiedzieć, chłopcze — śmiał się Witrołom.
— A po cóż taka durna pogaduszka: „gdzież tobie chłopie mierzyć z panem pućkę.“ Ja zmierzę. Teraz ja także dziedzic — zapewniał Harasymko.
Foka nie zwracał nań uwagi, powracał do swego.
— Zatem kto ma coś przeciw rewaszowi, albo kto chce o coś zapytać?
Gdy niektórzy baraszkowali jeszcze z Harasymkiem, siedzący opodal Foki najstarszy z Koczerhanów wyciągnął z torby okulary i założył z trudem cienki, nieco pogięty drut poprzez gęste kudły na uszy. Uważnie badał tablicę do światła. Od razu przestano się troszczyć o Harasymka, oglądano w milczeniu Koczerhana i jego okulary. Bliskie Kutom osiedla Dolnej Rzeki a także Białej Rzeki wraz z Stebnem butynowały od jakichś pięćdziesięciu lat, a Koczerhan, najstarszy z górskich kiermanyczów, bywał po świecie. Na Riabyńcu wszelako dotychczas raz tylko przemówił do narodu, zaraz po przyjściu. Polityczny, oszczędny w słowa nie udzielał się łatwo.
Gdy oglądał tablicę, wypukłe, podobne korze starego drzewa, czoło jego nadmiernie wysokiej głowy wprawione w czaprak kudłów, zastygło w siedmiu równoległych bruzdach. Nagle bruzdy zagrały jak koźla skóra nadymanej dudki, po czym rozluźniły się, oczy rozszerzyły się. Koczerhan odłożył tablicę, zdjął okulary, otworzył usta jak do śpiewu, a uderzając w takt wypaloną fajką, wytaczał z ust słowa ważkie. Wszyscy słuchali bez słowa, bez szeptu.
— Butyny od wczoraj i przedwczoraj — mówił rozważnie Koczerhan — dlatego rewasz butynowy od niedawna. Przecie były u nas w chacie — lat temu sześćdziesiąt, nie — sześćdziesiąt trzy, rewasze inne, bouharskie. Leżały sobie za piecem, suche, poczerniałe pałeczki i deszczułki. Z obu stron cięte, pocięte, całkiem niezrozumiałe. Nikt ich nie tknął. Korciło mnie i pytałem ojca: „Co to? Tajemne znaki czy czary?“ Ojciec śmiał się: „I tajemne i czary także. Z jednej strony woły, dziesiątki, nawet setka wołów, naprzód zamówiono tyle a tyle przez kupców z węgierskiego boku, z Debreczyna, aby im posłali kupcy