bystreczanom, zobaczył ożywione twarze, iskrzące oczy. Petrycio przysiadł się jak najbliżej do Cwyłyniuka. Cwyłyniuk nie taił zadowolenia. Opowiadał dalej.
— Robił srebrzone i robił złocone, za oczy chwytało. Od tego on Bambirij, a kiedy raz Jezusa zrobił dla cerkwi, to nikt nie mógł poznać, czy to Jezus, czy złoty kwiat. Sam ksiądz pokazywał, mówił na kazaniu, że taki chyba raz w życiu przed śmiercią może się wyśnić. Sam diak cmokał przed cerkwią, chwalił się, że od tego krzyża już polizał trochę nieba, a kto inny popatrzył, płakał. I mnie od razu do płaczu było, ale kiedy patrzyłem na samego pana Bambira. Ze wszystkich czterdziestu męczenników główny męczennik. Sam święty Seryło-Muczennyk. Miesiącami siedział nad robotą, sprzedał dobre spodnie co miał jeszcze od dziada, aby kupić mosiądz czy srebro, nie zarabiał, nie gospodarował. Biedny nasz Jezus święty pomęczył się pół dnia, potem umarł, a potem już zmartwychwstał, a pan Bambirij pół roku się męczył nad krzyżem, zanim jednego sierocego guldena zarobił, tyle co u Foki co dnia płynie każdemu. Gdyby kosił u gazdy, gdyby na gościńcu kamienie rozbijał, sto razy więcej by nachapał pieniędzy. I z tego wszystkiego tak mądrze wyglądał, strach patrzeć. Oczy wytrzeszczone jakby się upiora przestraszył, warga jak u dziecka, co chce płakać, nawet wąsy z głodu zmarniały niby trawa na rosie solankowej. Brzuch co dnia więcej mu się zapadał, co tu mówić, dziurawił się na wskroś. Istny święty Pantalejmon. I to miał być pan majster Bambirij Bambirski ze szlachty rodem, pomyślcie ludzie.
— Gdzież to złoto? — niecierpliwił się Petrycio.
— Cicho, synku, ze złotem trzeba cierpliwie. Sam pan Bambirij główne złoto, a dla świata to nic. I tak było. W Kosowie w zaułku pod skałą mieszka sobie Żydowin cichy Ichałe Szmuluk, już nie pamiętam jak się pisze. Rzetelna dusza choć żydowska. Pan Bambirij raz przyszedł do niego, a Ichałe znał go dobrze. I zaraz wyciąga z chałatu nową dziesiątkę srebrną z cesarzem. Mówi mu cichutko: „Nu, panie majster.“ Pan Bambirij oglądał dziesiątkę, zmierzył sobie po cichu i powiada mądrze: „Nu, nu, Ichałe.“ Ani słowa więcej żaden z gęby nie wypuścił. I ani Żyd dziesiątki Bambiremu nie dał, bo mądry, a pan Bambirij by jej nie wziął, bo honorowy. Broń Boże. I wtedy pan majster Bambirij ze szlachty rodem najął się do najgorszej roboty. Całe przedwiośnie u gazdy gnój woził, wiosną najął się do drogi, tłukł kamienie. Zarobił jedną dziesiątkę, drugą i wię-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/209
Ta strona została skorygowana.