tylko do Uścieryk, świat mi się kręci. Gdy zbudzę się rano, do siekiery mnie nie korci. Smutek. Czekałem przecie: zabije mnie Foka czy nie, pominie czy najmie do butynu? I nie zabił, pomyślał, zaprosił. Znam go od dziecka, mówię mu uczciwie: „chłopczyno, ja dziadyga, pusty makuch, mnie tylko do rowu cisnąć.“ A on: „Nie! przyjdźcie zaraz, przyjdźcie, bardzoście nam potrzebni.“ — Potrzebny? To już wesoło.
— I wesoło wam? — pytał Petrycio.
— Widzisz, że wesoło. O złoto nie dbam ani o pieniądze, rewasz starszuje, bo jest człowiek i są ludzie.
— A kto przestarszuje koniec końców — pytał Petrycio — złoto czy rewasz?
— Rewasz ma wstęp, gdzie znają człowieka, a złoto bez człowieka. Złoto najdroższe, schodzi na dół i ściąga na najgorsze, a rewasz z małego do góry ciągnie, z marnego na to co warte, z głupiego wywodzi mądre. Biją się o starszeństwo.
— Jakżeż się biją?
— Posłuchaj, synku, pogawędki starej i nowej też, jak chwali się złoto i jak broni się rewasz.
Cwyłyniuk wstał i wygłosił.
— Mówi złoto: tyś z patyka, z śmiecia, kto cię zna i kto ci wierzy?
— Mówi rewasz: jam z żywego, zna mnie człowiek. Wierzą mi Szumeje z kiedrowego rodu, znają Koczerhany z bouharów rogatych. A tyś skąd? kto rodzi cię, kto zna?
— Mówi złoto: zna mnie ziemia z pierwowieku, chroni mnie. Jam płukane, wypalane, jam i bite, kute młotem, sprawdzane przez majstrów. Zna mnie cesarz, zna mnie król. Znają mnie panowie, kłonią mi się w pas do ziemi. Tyś kozikiem wystrugany, kto ci się pokłoni?
— Mówi rewasz: niepotrzebne mi pokłony, pokłon, przekłon i przekleństwo. Matki me jodły czubate bratają się ze słońcem, kochają się ze słońcem.
— Mówi złoto: Jam ze słońca i znad słońca. Błysk mój zaćmi samo słońce. Zaćmi świat, oślepi, zmiażdży. A twój błysk na chwilę buchnie w ogniu i tyś popiół.
— Mówi rewasz: twój błysk kusi świat do zwady, do zabójstwa. Będziesz błyszczeć nad martwymi i starszować na cmentarzach. Mój błysk się odrodzi przy watrze i w zgodzie.
— Mówi złoto: mój błysk w zaplotach dziewczątek, w zbrojach, w pancerzach, w szturmczakach, w złotych wozach, w złotogrzywych, w złotouzdych koniach, w złotych orłach, w zło-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/214
Ta strona została skorygowana.