toksięgach, w złotostrunach. Od korabi złotych nurty złotoszumne, z pępka ziemi, z Rzymu bije w oczy złoto. Złoto na krzyżach kościołów, na skrzydłach świętych, aniołów. Sięga Boga.
— Mówi rewasz: W słońcu błyśniesz, w nocy zgaśniesz, bez trzaski, bez iskry żywej, tyś czarne, tyś zimne. Nocny robak-świetlak złociejszy od ciebie. Moja trzaska siostrę-trzaskę znajdzie, wskrzeszą zgodę, ogień żywy z siebie, z nieba, z Boga. A gdzież jest twój ogień, złoto?
— Mówi złoto: Mój ogień śpi w oczach złotoszalnych, wskrzeszę go, zbudzę, zaszumi, skrzydłem ogniowym poleci, podpali lasy, miasta, kraje, spali, wypali.
— Mówi rewasz: W tobie wojna, we mnie zgoda. Tyś nie-ogień, ognik błędny, tyś lustro-załuda, tyś upiór-paskuda, sczeźnij, zgiń, przepadnij! Ogień twój wciąż nowy.
— Mówi złoto: Tyś niedźwiadek głodny w puszczy, łapy własne zessiesz. Nie ruszysz się, zaschniesz. Ja pędzę przez świat, ruszam świat jak wiatr, łączę świat, karmię świat. Mnie można wymienić na chleby-na miody, na konie-na woły, na lasy-na kraje, na wojnę-na pokój, na miłość-na cześć. A ciebie?
— Mówi rewasz: Tyś z gościńca — ja z płaiczka, z targowiska tyś — jam z ula, tyś ze suszy — jam ze źródła, ty z hałasu — ja z szeptu. Mnie nie trzeba wymieniać, ten rewasz nie inny, ten człowiek nie inny. Do mnie przyjdą, za mną pójdą, bom jest wart a niezamienny.
— Mówi złoto: Spełnisz swoje i wymienią cię na popiół siwy.
— Mówi rewasz: gdzież twoje, złoto, korzenie? Gdzież szyszki, kwiaty, nasienie? Gdzież twa złotoskibna rola? Siej się złoto nasiennie, glino wypalona! Zagrzebie cię ziemia, zgasi, nie odrośniesz.
— Mówi złoto: ileż patyczków, ileż kołeczków, ileż człowieczków zgnije na wieki. Za tysiąc lat, za tysiące lat zawsze jam to samo złoto. Nawet w grobie w ziemi — złoto.
— Mówisz rewasz: złoto, tyś nie złoto, prawdziwe złoto nie świeci, niewymienne.
Cwyłyniuk usiadł. Młodzi żabiowcy przestali grać w karty, obrócili głowy ku Cwyłyniukowi. Giżycki wytchnął w zachwycie.
— Ależ on chytry.
Harasymko zaśmiał się, ucieszył się głośno.
— Naprawdę chytry.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/215
Ta strona została skorygowana.