Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

łopatą, brnął główny pastuch Trofym, tuż za nim, młodzi sąsiedzi Szumejów poprawiali łopatami. Za nimi sunęły sanie drewniane, ciągnione przez stare brzuchate kobyły, niekutymi płozami ściskając śnieg z cichym skrzypem, czasem z przenikliwym piskiem. Zostawiały szerokie, ubite gładko koleiny. Po nich stąpały przypędzone na butyn krowy, podejrzliwie wsuwając nogi w śnieg, ślizgając się czasem. Ten cichy pochód był dla butynu hałasem niezwykłym, podniósł od razu wszystkich na nogi. Wysypali się tłumnie z obu kolib na powitanie, a Foka zaznajamiał ludzi z krowami.
Niespodziane barwy: czerwone, niebieskawe, buro-szare, wszystkie maści krów i koni wsunęły się w czarnobiałą puszczę. Razem z barwami szło samo życie, ruchy, oddechy, spojrzenia i głosy zwierząt, wkarbowane od dzieciństwa rytmy i znaki najbliższych istot, bez których dla pasterzy nie ma świata. Przodowała krowom potężna, czerwona, nawet ognista Krasula, dmuchając gwałtownie. Ruchami rogów i pociskami z oczu nakazywała nieznajomym, aby ustępowali z drogi. Jakby zdumiona zatrzymała się na widok Foki, zaryczała przeciągle, po czym lizała mu ręce. Zamykała krowi pochód niepozorna leśna krowa o przypalonym — jak się to mówi „pryszkrumłenym“ — czole, zwana Szestula.
Foka zalecał ją także uwadze nieznajomych.
— Ta rodem z węgierskiego boku, pilnuje stada przed zwierzem, ostrzega.
Krowy „czużyły“ się — to jest niepokoiły się obcością — wąchały śnieg nieufnie. Krasula wciągając powietrze i chrapiąc, porykiwała raz po raz i zarazem ryczały jedna za drugą, tylko Szestula zadowoliła się wąchaniem śniegu. Ryki ogrzewały ciszę, jak gdyby zwycięsko niosły się daleko, wieś górowała nad pustkowiem. Lecz pastuch główny niepokoił się.
— Kłopot — mówił zatroskany — nie wiadomo czy przypuści mleka, a może chora? Od kiedy weszliśmy w puszczę za Kraśnikiem, Krasula „czuży się“ bez przerwy i porykuje, a tamte za nią.
Zaledwie to orzekł, Harasymko przyskoczył z fłojerą. Tańcząc na śniegu przed krową, przybliżając się i oddalając w przysiadach zagrał krótką Pełechową nutę, raźną jak wyskakujące ze skały źródło, i zaraz Petrycio a z nim cały rój młodych zaśpiewali: