Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/230

Ta strona została skorygowana.
ZNAKI

Po trzech dniach pracy w burzę i ciągłej walki z burzą, wieczorem wśród zamieci przyjechał do koliby — po raz pierwszy od jesieni — Andrijko Płytka. Oblepiony śniegiem wszedł do koliby i zaraz ożywili się robotnicy.
— Gość nad goście! — wołał Foka.
— Batko chrzestny naszego butynu — bełkotał Bomba.
— On ściął pierwsze drzewo — wyjaśnił Foka żabiowcom.
Żabiowcy przyglądali się Andrijkowi w milczeniu, ten i ów szepnął ostrożnie:
— To on sam, Śmierć Leśna.
— Dobry znak — mruknął Witrołom.
— Szczęśliwiec leśny — stopniował Petrycio.
Andrijko splunął na bok przezornie, po czym w milczeniu witał się ze wszystkimi, podawał rękę, nie pominął nikogo. Nie mówiąc prawie, usiadł z Foką w kącie, szeptał wytrwale i długo. Foka to kiwał głową przecząco, to wzruszał ramionami. Nie słyszano słów Andrijka, lecz szeptano sobie domysły, oczekiwano, że Foka zapowie coś nowego. Lecz nazajutrz mimo nieustającą zawieję ryzowano dalej jak dotąd. Koczerhan prowadził pracę ze spokojem, a Sawicki po raz pierwszy zmęczony i rozklejony jeszcze bardziej niechętnie. Jeszcze z większym trudem odśnieżano ryzę, robotnicy wracali wieczorem tak wyczerpani jak rębacze jesienią podczas pierwszych zawodów rębackich.
Choć nie było wesołości, Petrycio przekomarzał się z Cwyłyniukiem, a ten choć słabszy od innych i bardziej zmęczony wygarniał z pamięci chytre mądrości i pogaduszki, aż śmiech zaświtał na niejednej twarzy. Chwalił ich Foka:
— Z takimi przetrwamy burzę, nie ona nas.
Ten i ów kiwał głową bez zapału, wiedzieli, że to nie wszystko i nie koniec, a tymczasem już ten i ów zasypiał, siedząc. Wśród ciężkich westchnień położyli się spać wcześnie, lecz o północy obudził nielicznych hałas przed kolibą, innych dopiero mocne stukanie do drzwi koliby i okrzyki. Znużeni robotnicy zwlekali się niechętnie z posłań, pojękiwali, klęli. Powoli zbudzili i podnosili się wszyscy, co nocowali w starej kolibie, bo oto znów przyjechał z Jasienowa główny pastuch Szumejów Trofymko. Sam tym razem. Przyjazd Trofymka aż z Jasienowa w taką pogodę i o północy, to nie byle co! Lecz Trofymko nie przywiózł żadnych głośnych nowin. Zaledwie