Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

urągacie! W taki czas ze strzelbą do lasu, dla zabijania — Posłuchajcie, jak jęczy.
Na dworze uderzało nieustanne wycie cieniowane na wszystkie głosy.
— Jakaż tam żywocina — niecierpliwił się Witrołom. — To dziewki czortowe wyzwane, dobrze mówi Giełeta.
— A któż je wyzwał? pytam — powtórzył Giełeta ze złością.
— Taki co grzech myślowy rozdmuchuje — odparł Witrołom z przekonaniem.
Sawicki gasił go.
— Bajki! Jakiż tam grzech, znowu?
Matarha podniósł głos:
— Taki jak inny, kryminalny, a gorszy, bo podziemny: Pulvermagazin[1], cała prochownia, jedno potarcie, jeden siarnik i dość.
— Tak, tak — potwierdził Witrołom — leśne dziewki tylko czekają i zaraz —
Pechkało rozkrzyczał się:
— Leśne? A skąd wiecie? Złapaliście leśną do klatki?
— A wy skąd możecie wiedzieć? Z garnuszków? — pytał twardo Giełeta.
Pechkało skrzypiał cicho:
— Posłuchajcie, jak skarży się żywocina leśna, gdyby choć jeden weselszy głos! Dziurawią uszy, proszą miłosierdzia —
Giełeta powtarzał zawzięcie:
— Nastawią pułapek, na miłosiernych najprędzej. Pojedziecie na dół.
Witrołom odpowiadał Pechkałowi:
— Mówicie: „słuchać jęków“, a wy sami przeciw komu wciąż kładziecie zastawy? Przemówkami kogoż chcecie odbić?
Giełeta splunął, mruczał wzgardliwie:
— Tfu, co mi to za przemówki! od baby jakiejś nałapał, trajkoce jak puste żarna. Gdzie jemu do naszych.
Jakby ugodzony Pechkało ryknął na całą kolibę:

— Pech! co komu do tego. Za takie szczekanie — pech! — zatchnął się, pokrzykiwał urywając: — Przeciw komu zastawy? Przeciw temu co ze strzelbą śmierć niesie do lasu! Kąta skąpicie żałosnemu dychaniu, gdzież się ono podzieje? — Położył się na posłaniu, odwrócił się do ściany, zamilkł.

  1. Prochownia.