Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

Za wodospadem znajdowała się druga pieczara jeszcze szersza, także wypełniona wodą lecz nieco jaśniejsza, jak gdyby światło przesiewało się skądś z dołu. Z dala słychać było huk wodospadu. Foka dopłynął do drugiego wodospadu, po czym dotarł do trzeciego jeziorka, przedarł się przez trzeci wodospad do czwartej pieczary. Jeziorka ułogami spiętrzone jedno na drugim były jednakowo głębokie lecz coraz obszerniejsze. Wszystkie wodospady dostępne dla wspinania. Przed czwartym wodospadem zatrzymał się Foka. Skała zwężała się ostro i stromo, i wyższy od poprzednich wodospad spadał nagłym hukiem, nigdzie nie można było postawić stopy.
Wypatrywał w jeziorkach pstrągów, starał się je wypłoszyć, bijąc stopą wodę. Nadaremnie. Jeziorka były głuche. Tylko przy jednym z wodospadów dwie spłoszone żabki o barwie błotnistej wyskoczyły wielkimi susami na dół i znikły w wodzie. Może pstrągi przybywały tu tylko jesienią, a może podążyły jeszcze wyżej, ponad czwarty wodospad, dokąd Foka nie mógł dotrzeć sam bez pomocy.
Te i inne samotne wycieczki podniecały Fokę. Lecz powiedzmy otwarcie, nie brakło ostrzeżeń.
Nocował w okolicy Palenicy, na wprost błyszczącego brzegu Perkałabu, zbudowanego z łyszczykowych, pierwowiecznych skał. Gdy noc zapadła, zobaczył ze szczytu skały błyskanie. Z początku myślał, że to odblaski odległych błyskawic, odbite od ścian Perkałabu. Lecz znaki nie ruszały się z Perkałabu, powtarzały się akuratnie jakby pismo świetlne. Wskazywały coś, pisały światłem. Nadsłuchiwał, lecz skała była daleko, prócz dudnienia wód nic nie słyszał. Foka nie spał tej nocy. Wyglądał wciąż przez szpary szałasu naprędce z kory sporządzonego. Słyszał coś o tym wszystkim.
Oto cesarze wiatrów, sępoludy wraz z rodziną, nie mogli sobie znaleźć lepszego gniazda niż pieczary, krużganki i komory Perkałabu. Najstarszy z nich dziad-sęp przylatywał niegdyś do dziada gromowego do Krzyworówni, aż na szczyt Ihreca. Chociaż sam gromownik był ślepy, a nikt inny chyba nie widział cesarza na oczy, wiadomo od tego czasu, że dziad-sęp ma gołą szyję, ogromny łysy łeb, otoczony wiankiem białych włosów, które grzywą spadają mu na plecy. Sęp-człowiek — oczy świecące, nos zagięty w dziób, a skrzydła zasłaniają całe ciało. I to wiadomo, że młode sępoludy mają zielone włosy i płaszcz zielonopióry. Kiedy stąpał dziad-sęp, skrzydła wlokły mu się po ziemi, potrącając kamienie i zgar-