Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

przy tiarze, srebrna wiecha obok wiechy, złotokręty kostur za kosturem. Ich straż, złoci puszkaryki, blachowani słońcem. Ich świty w bieli: bialutcy pląsarze wirowali w koło, z nimi dziewczyny otulone w przejrzyste koszule, rozpuszczone warkocze jak snopy wydarte słońcu. Żartowni skoczkowie koziołkowali, z ich łysych czół wciąż łyskało słońce.
Światła śpiewały, granie rosło, wrzawa potężniała. Diaczkowie w zaśpiewach, dziady rozkręcali liry rzewne, kolędnicy gromkie nuty, świszczypały-sopiałki dmuchały piskliwie. Sypał się chichot łaskotny. Ptaszyny chramowe rozświergotały się chmarą. Brzęczały migotne bączki, buczały szafirowe żuczki, fiwkały bukaszki-świetliki, cieniutko bzykały tysiącem błyskotnych żagielków chramowe komary. Ponad wszystkim potężnie górowały śpiewy Preoswiaszczennych dostojników Odokii. Powszechny chór świateł wielkich i maluczkich.

Raduj się lesie, Odokia miecie,
Raduj się!

Chcąc nie chcąc, rębacze zachłysnęli się igrzyskiem pijanych świateł. Lecz świetlisty korowód oślepił ich od razu, mrużyli oczy, zakrywali dłońmi. Homon świąteczny rozbijał się po wierchach, ogłuszał z dala.
Zaniepokoili się, bezradnie naciągali na uszy mokre czapiska.
Zanim ochłonęli, procesje Odokii z godnością duchowną, w miarę jak zbliżały się, zaprzestały hałasu. Z delikatności duchownej okryły się mrokiem, skradały się duchownie.
Omroczyły rębaczy i w mig skakały do gardła. Z wiru mrocznego nalatywały i rosły puchate ptachy-śnieguły, dziobały zawzięcie, raniły. Mary i maszkary dziobate wokoło: — po jednej, po dwie, w samodziesięć, rojem, białe, białe, białe — zagarniały skrzydłami. I zaraz rozdzierały dzioby w puste czarne paszcze — Ależ nie! By nie czynić krzywdy, aby nie przeląc, same znijaczały się w pyły. Pokornie rozsiały się w duchowne kruszyny, w proch. Kruszyny płynęły, pyłki tryskały, świdrowały, parzyły. Rozszeptały się spowiedziami, skruszyły, tryumfowały. Od święta wielkiego roiska duchowne duchały-dusiły nie byle kadzidłem. Ostrym kropidełkiem siały chrzest, zmywały. Dla umocnienia wywiały z połonin raz na stuletni urodny plon. Ziarnem błogosławiąc, nie jak bądź smagały. Naziarniły, bierzmowały duchem-dmuchem, szpony sępie