Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/269

Ta strona została skorygowana.

nacka po głowie, wybić oko, schwytać nogę i złamać, co najmniej skaleczyć dotkliwie.
Gdy robotnicy spuścili resztę drzewa dostępnego do naboju, usiłowali przecież jakoś dotrzeć do pobliskiego portaszu uwięzionego w błocie. Nadaremnie! Głęboka flega i maćkoła, nie wiadomo z dnem czy bez dna i zatopiona w niej dżega zaryglowały dostęp z inną surowością, a surowiej niż niedawno jeszcze mrozem ścięte mogiły śniegu, ściślej niż sama noc.
Pańcio zazwyczaj z niedowierzaniem pośmieszkiwał, teraz gryzł się.
— Wziął się do was, nie siarką to błotem, ho, ho, wiedziałem to od razu.
— Kto taki? — pytał Petrycio z przerażeniem.
— He-he-he, ten co wszędzie. A teraz przepadło, na cóż to wszystko?
Ten i ów uspokajał, a Petrycio odwzajemniał się Pańciowi:
— Weźcie miotłę od spuzy, wymiećcie go bo przepadniemy.
— A gdzież zacząć? — poważnie pytał zatroskany Pańcio.
— Od naboju prosto nosa ku portaszom — kpił Petrycio.
Mandat ujął się za Pańciem:
— Nie dajcie się wyśmiać, dziadeczku, a wy Petryciu nie znęcajcie się, bo utonie w błocie.
Lecz Pańcio uparł się, wziął bukową łopatę i miotłę:
— Dla mnie błoto nie nowina, napaćkałem się na wojnach, na egzecyrkach, chodźcie kto chce.
Foka odwodził, lecz na razie nie zabraniał, zresztą Pańcio, nie oglądając się na nikogo podreptał do lasu, a za nim nieliczni robotnicy, trzej bracia Koczerhany, Iwanysko, Birysz i Cwyłyniuk ruszyli bez zapału lecz z łopatami, a choć niechętnie, wcale pośpiesznie, jakby na ratunek, nie do roboty. Inni zajęci przy mygłach nie zwracali nawet na nich uwagi. Co uprzątnęli ochotnicy przy samym naboju nieco śniegu, maćkoła tryskała od spodu jak źródło błotne, a odkryta dżega zsuwała się na nich leniwie lecz nieuchronnie. Odrzucając błoto zawzięcie, słaniając się ze zmęczenia Pańcio orzekł z przerażeniem:
— Woły trzeba by zaprząc do pługa śniegowego i tak zgartywać błoto.
Stary Koczerhan pomrukiwał znudzony:
— Ależ cztery nogi głębiej ugrzęzną niż dwie i będzie po wołach.
Przez cały dzień kopali po próżnicy. Oczyścili spory skra-