Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

wiatr wysuszy, aż słońce wygrzeje, aż wybuch nowej zieleni zakryje trupy i groby lasu — oto co pozostało kolibie.
Foka orzekł:
— Mazać się to mazać, ale z pożytkiem i póki czas! Teraz czas dla haci. I macie befel.



HACIE I TALBY

Oto było słowo: był czas dla haci, dopóki rozklejona ziemia nad potokami, piaskowiec czy ił, jeszcze nie stężała na nowo od suszy. Sawickiemu zaświeciły się oczy, sięgnął po cymbały i zaraz pobratymi i kumpany zakrzyczeli, poprosili by zagrał kruhleka i zaśpiewali nowy porywczy kruhlek.

Któż ryzy ścieli — nasz panicz-ryś
Któż nas weseli — nasz panicz-ryś
Któż kładzie haci — nasz panicz-ryś
Któż nam wypłaci — nasz panicz-ryś.

— Machaj, machaj — zaskrzeczał w porywie stary Koczerhan.
— Machaj, machaj — zaryczał Matarha.
— Machaj, machaj — zadudniało wiosennie w kolibie a Pańcio już nic nie miał do zrzędzenia.
Oczyszczono do końca z kamieni łożysko Riabyńca, opancerzono je z przodu głazami i zatamowano. Następnie szczelnie spleciono z przyciosów wiązania, spiętrzono całą cudaczną twierdzę z drzewa i umocniono głazami, bo cały ciężar spartej wody trzymał się na tym drewnianym czole. Szczęściem potok Riabyniec, choć rozbijał echa po stromych brzegach, samych brzegów nie naruszał. Stateczny, niezbyt obfity w wodę, bez nieobliczalnych dopływów, niby przepastna ryza trzymał w ryzach swe wody. Zalesione stoki a u dołu skalne ściany broniły go od usuwania gruntu, a potężna sieć mchów, co zdołała uwięzić wodę z najobfitszej miejscowej ulewy, chroniła od powodzi.
Inny był Popadyniec: łudził płaskim dostępnym wybrzeżem, z przyjaznym pomrukiem czaił się wraz z tuzinem ukrytych, słodko mrukliwych pomocników — wód. Jego dorzecze obszerne, dopływy nieogarnione, zasilane podziemnymi wodami, stąd nieobliczalne. Nie tylko przeto wykopano jeziorko aż do kości, to jest do skalnego podłoża, obwarowano je ponadto