Egalité to jeszcze gorsza konstytucja, to znaczy równość. Równiutko wędki padają, sto wędek, tysiąc wędek, jak kropelki deszczu, nie poznasz co to, i łapie się jednakowo, jak pierwszy tak setny, taka równość.
Gucyniuk znów pytał nieśmiało:
— To jakżeż, czyż to nie dobrze równość, jak wy o tym?
Pańcio roześmiał się zwycięsko.
— Jakżeż może być dobrze, pomyślcie! Hurmą naskoczy stado byków, aż czarno i zatratuje. A takiego co sam nie tratuje — od razu na miazgę, ani piśnie.
— To cóż zrobić? — pytał cicho Tomaszewski.
Znudzony już Pańcio ziewnął, zaśmiał się smętnie.
— Che-che-che, najlepiej poradzić się papy rymskiego, a jego i tak nikt nie posłucha.
Matarha hamował się widocznie, ale nie mógł się całkiem przemóc.
— Wszystko lubię, a wy znów przeciw Ojcu Świętemu. Nakazywał ksiądz ostro, że niemylny i aby nikt przeciw temu, no i my nie przeciwni. To wielka rzecz, nie z Żabiego ani z Kosowa.
Cwyłyniuk gasił:
— Nie mówcie tak, biskup jest trochę większy pop, metropolita trochę większy biskup, a papa-rymski trochę większy metropolita. Mała czy wielka pchła jednakowo czarna i skacze.
— To wy na nich, że pchły i sam papa pchła? — żachnął się Matarha.
— Broń Boże — odpowiedział grzecznie Cwyłyniuk — nie, że pchły, tylko jak pchły, przykład.
Pańcio dosłuchał cierpliwie:
— A wy byliście, Matarho, u papy?
— Nie, nie byłem.
— No to pojedźcie, posłuchajcie, co ten wygaduje, czy go kto posłucha.
Matarcha zamilkł niechętnie, a Cwyłyniuk pytał jeszcze:
— To dawniej było lepiej czy jak?
Pańcio spoglądając już ku wodzie domamrotał pośpiesznie, w roztargnieniu:
— Dawniej wędkami, teraz sieciami, dawniej pańska trąbka, teraz regimentsmuzik, było źle, będzie gorzej.
Zamilkli. Drozdy zahałasowały: „fit, świst-chyst, chyć-chwyć, syć-żyć, chwyt-syt, fit-fit, cyt“.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/289
Ta strona została skorygowana.