Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/290

Ta strona została skorygowana.

Pańcio zerwał się, odwrócił się nagle, jakby wykręcony skurczem, po czym smagnął wodę wędką. Oddalał się, pojękując cichutko. Pechkało przeżuwał:
— Ładna mi wiosna i ładna konstytucja, tfu! Strach na panów i tyle.
— Do niczego — potwierdził Tomaszewski.
— Dla biednego nic a nic — dodał Pechkało.
— Mnie na wędkę nie złapią — burknął Kraszewski.
Foka zerwał się także, wyszedł z altany, powiedział głośno:
— Nie słuchajcie tego, ludzie, to fałsz! Dostanę konstytucję, przeczytam wam. Swoboda, prawo dla wszystkich, prawo i ochrona dla każdego — to konstytucja.
Pańcio dosłyszał, charknął przez plecy:
— Biednemu swoboda i prawo? A brahy mu do putni, niech chłepce, smoły gorącej do gardła, niech się dławi, chleba zeschłego, niech szczerby łamie, potem marsz, spać na sieczkę, kusz!
Cwyłyniuk ten raz jeden poprawił Pańcia:
— Oj nie, panoczku, u nas najbiedniejszy ma liżnyk z wełny, na sieczkę nie łakomy, a biedny tak samo jak bogaty, do kuleszki przywykł z mlekiem słodziutkim albo z huślanką i do bryndzy też —
— Aby żyć — potwierdził Pechkało.
Foka zniecierpliwił się:
— To wy, Pańciu, przez cały dzień dzisiaj jakąś smołę parzącą biednym do gardła lejecie! I to od święta! Za co?
Pańcio wydarł wędkę z wody i spory pstrąg upadł na podłogę. Oglądał go uważnie, szczupał za szyję, zdjął z wędki, strzaskał mu kark i schował do korobki. Odwrócił się ku Foce. Przekrzywiając gębę więcej niż zazwyczaj, zaczął cierpliwie:
— Gazdo, wyście wąchali coś niecoś smrodów tego świata, a czy nie dowąchaliście się, że biedny to śmierdzielnik najśmierdzielniejszy, do chrzanu, dobry tylko do tego, aby go grzać, z biedy wyciągać, nakarmić, obuć, ratować —
— A do czegóż ma być? — przerwał Foka.
Pańcio wracał wzrokiem do wędki z uśmiechem, znów spojrzał na Fokę z wyrzutem, rozjuszył się:
— No tak, a kiedy on już wyciągnięty, wtedy on najpaskudniejszy, śliniawy gad, niech go piorun spali i siarka i skała po głowie! Tego tylko wart, ho-ho, ja to wiem.
Cwyłyniuk zapiszczał grzecznie:
— A czemuż on taki, panoczku?