Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/311

Ta strona została skorygowana.

nem były także jego odwiedziny leśnego chramu, potwierdził tym i umocnił sławę Foki. Wójt nawet przepowiedział nad dziwo proroczo, że o Foce będą śpiewać pieśni, tylko pomylił się wieszcząc, że będą śpiewać o butynie. Pieśń nie sławę butynu wybrała, tylko dumę o śmierci Foki, a głównie o tym, jak potok i połonina Riabyniec, biała mgła i biały ptak tęsknią za Foką. Pieśń jest jak ptak, nie tylko kotom się wymyka, nawet głowom urzędowym, nawet takim co wybrane przez lud i dla ludu.
Wójt swoim zwyczajem, jak zwycięzcy przystało, pochylił głowę skromnie, zwracając się do Jasia, pytał krótko:
— Nie smutno wam tutaj?
Jasio od kiedy przywitał się grzecznie z wójtem i gośćmi żabiowskimi, swoim zwyczajem zesztywniał. Zapytany publicznie przez samego wójta sadził się:
— Na smutek nie ma czasu, weselej jak we wsi.
Wójt mruknął:
— Kobiet nie ma.
Jasio ciągnął z pychą, jakby na to, aby sam wójt go wybadywał:
— Nie dbamy o to, z takimi dziewuszkami nocujemy o jakich we wsi się nie przyśniło.
Wójt zdziwił się, podniósł głowę:
— Z jakimiż dziewuszkami?
Jasio z uśmiechem ronił słowa powoli:
— Co nocy schodzą do nas białe chmurki, że ślepniemy, nieraz burze, drzewiejemy, a od wielkiego święta — lawiny, wesoło.
Wójt oglądał go uważnie, znów opuścił głowę skromnie:
— To tak, wy ludzie połonińscy najswobodniejsi, gdzież nam do was!
Jasio wydymał wargi:
— Co tam połonina, to łatwizna, a tu nieprzebyty, pierwowieczny świat, każdy krok my sami wyrębaliśmy.
Wójt rozglądał się, zadzierał głowę, kiwał głową ważnie, zamilkł. Żabiowskie dziewczyny i mołodycie oglądały Jasia z rosnącym podziwem, rozglądały się też po butynie, widziały z dala hać, mygły, ryzy.
— Strach! To wy wszystko sami, Jasiu?
— A któż? Ja z paniczem Sawickim.
Kobiety sykały z podziwu, ścisnęły się wokół Jasia, a on nadymał się jakby miał pęknąć. Na nieszczęście w pobliżu po-