trzema mołodyciami rozmawiał wstrzemięźliwie. Matarha nie spuszczając zeń oka szeptał:
— Rzekłbyś naprawdę panicz, a pójdzie do zarośli — zobaczycie jaki panicz.
— A panicz do zarośli nie chodzi? — pytał Witrołom.
— Po cóż paniczowi zarośla? Panicz dba aby było przystojnie — pouczał Matarha.
— Jasio młody jeszcze, a także przystojnie — upierał się Witrołom.
Matarha upierał się także:
— Ja już wiem jaki ma być panicz prawdziwy.
Witrołom zniechęcił się:
— E, więcej plotek szepczecie niż baby, potem z tego zwady.
Matarha popatrzył z wyrzutem, machnął ręką obrażony.
Lecz kobiety wcale nie szeptały plotek. Na pewno śmiałyby się z szeptania Matarhy i z oporu Kuzimbira. Mężczyźni, chociaż umieją słuchać lasu i wiatru, niestety także czasem słuchają plotek z wiatru. Kobiety wiedzą czego chcą, czerpią swą ścisłą wiedzę, szczególnie o kobietach, z szeptów podsłuchanych dokładnie, czasem od takich poufnych czy zdradzieckich świadków, którzy przenigdy nie zjawią się w sądzie. Dlatego ich wiedza ważka i bardziej pewna siebie niż akta sądowe. Nie zdradzały jej wszakże ani szeptem ani nawet spojrzeniem. Jedne i drugie, żabiowskie i te z innych osiedli, oglądając się wzajemnie najdokładniej jak dla protokółu śledczego, słodziły słówka, wygrzeczniały się jak najserdeczniej. Nie uchybiły obyczajowi ani razu, przeciwnie opowiadały bez plotek, jak motyle przefruwając wszystko co kole i co cuchnie. Mówiły wszystkie naraz, wcale nie słuchając, nie starając się zrozumieć i nie uważając, czy która rozumie i czy słucha. Zamiast tego zgadzały się bez przerwy, zapraszały nieustannie jedna drugą do swej wsi, na swoje chramy. Gdyby mężczyźni je naśladowali, nie byłoby na butynie ani jednej zwady, ani na chwilę i świat ludzki przybliżyłby się do raju. Ówczesny raj kobiecy zasadzał się na tym, że kobiety nie tylko nigdy na butynie nie pracowały, lecz nawet widywały się rzadko i to chyba w wielkie święta. Co najważniejsze, nie tylko osiedla, nawet chaty były tak odległe od siebie, że nie było sposobności pokłócić się o kurę, o jaja i o trzaski, jak to się niestety zdarza w dzisiejszych pogorszonych czasach. Widać, że w raju ludzie nie będą mieszkać za blisko, a o ile możności jak najdalej jeden od drugiego. Także rubaszna, tocząca się i tętniąca
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/314
Ta strona została skorygowana.