Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

jak beczka Justyna Cwyłyniuczka, choć pokrzykiwała na mężczyzn zajętych przy kuchni, serdeczniła się gościnnie z kobietami. Skoczyła w pustkę czarną jaką jest koliba bez kobiet, a wyskoczyła przemieniona w gospodynię, ustrojona w pewną siebie dumę porywającej gościnności. Ujmowała kobiety pod ramię, sadzała je przy stole, aby odpoczęły, pochlebiała, a niektóre bliżej znajome zaszczycała szczególnie, zapraszając nieobowiązująco do pomocy w zastawianiu stołu i podawaniu potraw.
Petrycio i Sawicki byli wciąż zajęci, a Foka zgadywał, że każdy z butynarów chce być gościem, przeto sam dziesięciokrotnie się stokrotnił. Po powitaniu każdego gościa zajął się ich końmi. Nie wymagał od pastucha Trofymka, aby opuścił swoją chudobę dla obcej, tak jak nie mógłby wymagać od matki, co właśnie daje dziecku piersi, aby zajęła się innymi dziećmi. Sam zatroszczył się nie tylko o to, aby konie gości rozsiodłać, otrzeć z potu, rzucić każdemu garść siana, lecz także aby umieścić je w cieniu i tak, aby obce sobie zwierzęta nie biły się i nie kopały się wzajemnie. Najskuteczniejsza gościnność wobec konia, to powszechne chrupanie, bo podobnie jak wspólna pasza podwaja pośpiech w jedzeniu, także koński raj na tym polega, aby nie być za blisko. Zaledwie uporał się z jednym, biegł do koliby dla sprawdzenia jak dalece obiad gotów. I już niezwłocznie zapraszał gości do stołu.



ŚMIETANA

Olbrzymi był stół z ciężkich złoconych łodew, bokiem ku drzwiom koliby zwrócony, lecz ani pusty ni osierocony. Zastawiono go niby rzeźbionymi odbiciami lic wielikanów, chlebami, co choć ogromne jak głazy młyńskie, nie z Pępka ziemi, gdzie śpią wielikany, przytoczyły się na pustkowie, by karmić naród, lecz z Jasienowa. Stare rączki pani kowalowej Sawickiej wygniotły je mozolnie z ciasta żytniego, co sprzeciwia się, lepi się, a potem więzi dłonie. Następnie wygładzone białkiem, wyrosłe w wielkim piecu u Sawickich, dobrązowiły się i dopiekły, aż pokryły się skórką o czarnym połysku pancerza. Można je było wieźć bez szkody na koniach jeszcze dalej i bez obawy, że zaschną lub wklęsną: poprzez Czarnohory, na Węgry, aż na Debreczyn, w odwiedziny do gazdów stepowych, w gościnę do równie wielkich lecz białych chlebów i dla zawodów czy