selnemu, smereczkę obwieszoną barwnymi cziczkami i wsunął ją między chleby. Potem wszyscy trzej gospodarze wnosili jaworowe koryta ze świecącymi kołaczykami pszenicznymi, każdy upiększony różyczką wyrobioną z ciasta. Także kołaczki wypiastowane były złotymi rączkami pani kowalowej, a ich kołaczowy blask bił prosto z oczu starej kobiety i nie mniej obiecywał niż oczy młodych. Zaledwie zbliżyły się kołaczyki, stary Koczerhan wstał i zaraz wstali wszyscy. Czekali w milczeniu, a Foka zaczynając od Koczerhana i od wójta, rozdawał kołacze. Gdy skończył, powiedział donośnie:
— Wiosenne dary niewielkie, a miejcie je za wielkie.
— Wielkie, wielkie — zadudnił głośno Koczerhan.
— Wielkie, wielkie — powtórzył wójt.
— Wielkie, wielkie — huknął stół.
Koczerhan wciąż stojąc, to marszcząc czoło, to rozmarszczając, przemawiał uroczyście do Foki.
— Abyście byli tacy wspaniali jak te kołacze pszeniczne, abyście tak samo wyrośli, tak grzali i tak świecili przed popami, przed panami i przed senatorami, przed cesarzami, przed papą rymskim, a najwięcej przed dobrymi ludźmi, daj Boże!
— Daj Boże — powtórzył wójt.
— Daj Boże — huknął cały stół.
Koczerhan głosił dalej:
— Daj Boże szczęście temu stołowi.
— Daj Boże — huknął wójt i zaraz po nim cały stół.
— W rodzinie spokój — ciągnął Koczerhan.
— Daj Boże — podchwycił wójt, a za nim cały stół.
— Cielnie w oborach.
— Daj Boże.
— Źrebnie w stajniach.
— Daj Boże.
— Biało w koszierach.
— Daj Boże.
— Rojnie w pasiekach.
— Daj Boże.
Nie spiesząc się wcale Koczerhan wyliczał dalej:
— W chacie sytno.
— W dworze przybytno.
— W ogrodach ziele.
— W kleciach wesele.
A stół po każdym zdaniu, zaczekawszy aż powie wójt, odpowiadał:
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/317
Ta strona została skorygowana.