dobywali z instrumentów ochłody i ochoty. Od razu przepędzili senność, wkręcali tańczących w wir opętany. Rosa chłodziła stopy, pot kroplący się z ciał orzeźwiał je jak rosa obfita, a powiew spod haci nieustannie chłodził ciała i czoła. Od razu zabłysnął Jasio Tomaszewski jako pierwszy tancerz. Uśmiechając się wyniośle, jak gdyby litował się nad ciągnącą go cicho oczyma pulchną i różową wdową po Guluku, wziął ją do tańca. A ona odwdzięczając się tańczyła najlżej, najpłynniej, czujnie i wdzięcznie oddając się tańcowi. Gdy porywał się zapamiętale, porywała się i ona, gdy w największym wirze wrył się stopami w ziemię, już skamieniała i ona. Jak wdzięczna kochanka nie zmarnuje żadnej pieszczoty, odwtóruje każdą, tak ona nie uroniła jednego ruchu, nie sfałszowała żadnego kroku. Jasio rozświetlał się na polanie jak słońce wschodzące ponad gwiazdami, nie tylko świstał i modulował jakby fłojerę swój taniec z wdową, nie tylko cieniował go jak na skrzypcach, lecz jako wodzirej zawołany, jak gdyby na wielu instrumentach grał na innych parach tańczących, władał całym tańcem. Podziwiały go nie tylko dziewczyny czekające by wezwał którą do tańca, nie tylko zerkali nań tańczące kumpany, nawet bystreczanie, czy to że w mniejszości czy z rzetelnego podziwu, szeptali z uznaniem, a Mandat sam tańcząc, krzyknął w porywie: „Daj ci Boże, Jasiu! Tańczysz jak wiatr“. — Nawet Matarha i Giełeta kiwali głowami po raz pierwszy bez nagany dla Jasia.
I byłby został w sławie pierwszego tancerza na chramie leśnym, gdyby miał szczęście. Nie tajne było, że obaj pobratymi Foka i Sawicki, od kiedy związali się ślubem nie zbliżali się do kobiet. Sawicki zresztą nie tańczył nigdy, tylko razem z muzyką grywał na cymbałach do tańca. A Foka, chociaż niegdyś w zawodach zyskał sławę pierwszego tancerza na lackim, a także na węgierskim boku, od kiedy butyn nastał, tańczyć nie miał czasu, a jeszcze mniej podczas chramu. Raz tylko podszedł do żony Iwanyska, prawił jej dość długo jakieś słowa miłe widocznie, bo zarumieniła się i spuściła oczy, a zakłopotany Iwanysko dziękował w milczeniu. Oglądano to ze wszech stron chciwie. Potem Foka ruszył w taniec z żoną Iwanyska. Taniec był niedługi, lecz jak gdyby nowe słońce przelewało się przez carynkę. Foka zaświetlił Jasia. Tańczył przecież bez przerwy od małego dziecka i zachował jak gdyby miękkość kości dziecięcych. Wskakiwał wysoko, uciekał dokądś w górę, jakby do przepaści słonecznej skakał, a potem
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/325
Ta strona została skorygowana.