spadał przysiadając nisko, jakby się zapadał w ziemię, w mig zrywał się z przysiadu i znów wzlatywał, tańczył słońcu, tańczył ziemi. Inni nie starali mu się nadążyć, przestawali tańczyć, otwierali usta. Także Jasio przystanął i Foka tańczył sam z lekką, urodziwą czarowniczką, o oczach z ciemnego mchu, co wirowała w zygzakach tak wiotko i bezwolnie jak aksamitny pyłek bodiaku we wietrze. Po krótkim tańcu Foka pośpiesznie wrócił ku kolibie. Nadaremnie Marijka Szestunówna otwierała i zamykała oczy.
Marijka tańczyła niewiele, a co który wziął ją do tańca, to widać zaraz pożałował, prędko przerwał i już nie powtarzał więcej. Czy to męczyła się prędko, czy udawała, że się męczy, bo w tańcu dawała się unosić opornie, jakby niechętnie, a po krótkim tańcu szeptała grzecznie: „Trudno mi, już dość“. — I po cóż jej taniec, i tak tańczyła nieustannie.
Przecież śmietana wstrzyknęła więcej siły w żyły i w kości, niż kiedy indziej większe, a nawet całkiem spore łyki wódki. Tańczono bardziej zapamiętale, dłużej niż zazwyczaj. A może szumiała w każdym, tryskała z każdego, a może także podszczytowe powietrze, o tyle lżejsze i wiotsze niż zaduch izby czy choromów było takim żywiołem, co zwalnia z ciężaru ciała i samo wirowało tańczącymi, jak wody wiosenne wirują tańcami pstrągów i wodzą ich roje. Taniec rozszerzał się coraz szerszym kołem na całą polankę, świecące rosy rozsypały się i wsiąkły w trawę, a pracowicie tańczące stopy sprasowały łąkę na zielony deptak. Przecie nadal, jak olbrzymiejące rosy, czerwono-zielono błyskały pary i koła taneczne. Ponadto jeszcze płótna błyskały biało, talarami obciążone szyje, bardki, pistolety u pasów srebrno-złoto, wszystkie czoła i kolana kobiet — różowo, a na czołach zaperlił się pot, jak nowo wskrzesła rosa. Mimo nalot tańca, trawa chłonęła kroki, głuszyła skoki i tupania, łagodziła zmęczenie, a przesiąknięta rosą chłodziła rozgrzane stopy. A któż chronił samą swobodę i radość tańca? Kto zabezpieczył obyczaj stary przed wszelkim uchybieniem i swobodny taniec przed brzydotą?
Czy sam dobrotliwy pan cesarz, jak wiadomo zatroskany o dolę narodów, a o naszą w szczególności? Czy sławna młodziutka cesarzówna, zwana Konstytucją? Czy wielki bo słobodny wójt Żabiego? Sama muzyka i sam taniec! Jak w drganiach ros odbija się świat, zieleń drzew, białość huków wodnych, błękit nieba, tak samo w tańcu. Cóż tańczyli, jaki świat wcisnęli w taniec? Ziszczali przygody i dzieje miłosne, tan-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/326
Ta strona została skorygowana.